„Zostawić Islandię”. Jaka jest najnowsza książka Huberta Klimko-Dobrzanieckiego
W Noir sur Blanc kazała się najnowsza książka Huberta Klimko-Dobrzanieckiego. Po lekturze „Samotności”, którą przeczytałam niemal jednym tchem, miałam spore oczekiwania co do kolejnej. Z niecierpliwością czekałam na „Zostawić Islandię” i w dniu premiery (8 września) byłam już po lekturze. Książka mnie nie zawiodła, ale… więcej niż o Islandii dowiedziałam się o… autorze. Książka o Islandii z Islandią w tytule byłaby przecież mocno przewidywalna, a autor lubi zaskakiwać.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki ma bogatą i ciekawą biografię, która ciekawie przez niego przetworzona, jest również interesująca dla czytelnika oczekującego „smaczków”, anegdot i intrygująco opowiedzianych historii. Oto, co piszą o nim na stronie Culture.pl
„Za młodu punk wyrzucony z liceum (wraz z kolegami założył kapelę Jebana Ściera), niedoszły ksiądz, teolog i filozof, od najmłodszych lat włóczył się po całej Polsce. Jeździł na handel do Niemiec, pracował w Holandii i Anglii. Odwiedził Wietnam, Mongolię i Chiny. By studiować filologię islandzką, wyjechał do Rejkiawiku. Imał się rozmaitych zajęć – był barmanem, robotnikiem, skubał drób, w końcu został opiekunem w domu starców (to ostatnie doświadczenie przejmująco opisał w noweli „Dom Róży”). Na wyspie miał spędzić trzy lata, został dziesięć. „To było dziesięć lat wyroku” – mówi.”
Ma także spory dorobek literacki. Rozgłos przyniosła mu quasi-powieść składająca się z dwóch odrębnych nowel „Dom Róży. Krýsuvík”, która otrzymała nominację do Nagrody Literackiej Nike 2007. Był także nominowany do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus oraz do Nagrody Mediów Publicznych Cogito. W 2007 roku znalazł się na liście kandydatów do Paszportu Polityki.
W ubiegłym roku recenzowałam „Samotność”, ironiczną, miejscami smutną, trochę przekorną i wcale nie łatwą i przyjemną. Styl pisarza bardzo przypadł mi do gustu, podejrzewam, że przeczytałabym nawet książkę telefoniczną, gdyby napisał do niej np. objaśnienia:-) Z Hubertem Klimko-Dobrzanieckim spotkałam się także na targach książki w Krakowie w 2015 roku i bardzo mile je wspominam. Poniżej nasze wspólne zdjęcie:-)
Czy „Zostawić Islandię” mnie zawiodła?
Nie, choć oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Spodziewałam się dowiedzieć dużo na temat tego dalekiego, zimnego, i przez swą odległość egzotycznego kraju. Myślałam, że dowiem się o Islandii rzeczy, których trudno doczytać w gęstwinie Internetu; liczyłam na opisy wspaniałej przyrody, na liczne portrety spotkanych przez autora osób. Owszem, one są, ale stanowią jedynie tło dla głównego bohatera, czyli Klimko-Dobrzanieckiego. Widocznie taki był zamysł autora i trudno z tym dyskutować. Żałuję jednak, że dokładniej nie opisał specyfiki życia w surowym klimacie Islandii czy pracy w domu starców. Podejrzewam, że to co autor wie o Islandii, gdzie spędził 10 lat, wystarczyłoby nawet na trylogię.
Nie zawiodłam się, bo nie zabrakło mi charakterystycznego stylu i lekkości pisania Dobrzanieckiego. Bardzo podobają mi się ciekawie opowiedziane historie, klimatyczne zdjęcia (za mało, za mało, choć wiem – podwyższają cenę wydania) i nostalgiczna okładka, która sugeruje nostalgiczną opowieść o Islandii. Wszystko byłoby dobrze, gdyby… było w niej więcej o Islandii. Znacznie więcej o Islandii. W tej kwestii czuję niedosyt. Wyobrażam sobie, że mogłaby powstać rozległa powieść o Islandii z tymi samymi wątkami autobiograficznymi.
Nie dowiedziałam się też, dlaczego pisarz zostawił Islandię. Wiem, dlaczego chciał tam wyjechać; wiem, jak skomplikowany był wyjazd w tamtych czasach, ale nie dowiedziałam się, co skłoniło go do wyjazdu. Mimo to uważam, że książkę warto przeczytać. Świetny styl pisania, świetny temat.
Ale czy do końca wyczerpany?
Oprawa: broszurowa
Format: 145×235 mm
Formaty ebook: epub mobi
ISBN: 978-83-7392-600-4
Wydanie: I
Data wydania: wrzesień 2016
Ilość stron: 134