„Numer 11”, świetna powieść Jonathana Coe
„Numer 11”, najnowsza powieść znanego brytyjskiego pisarza Jonathana Coe, skradła moje czerwcowe wieczory. Świetny styl, wciągająca fabuła, nutka tajemniczości i grozy oraz znakomicie odmalowane postaci pozwoliły posmakować interesującej lektury. W książce jest pewna świeżość i wirtuozeria – autor błyskotliwie demaskuje współczesny kapitalizm, dyryguje wykreowanymi postaciami, a czytelnika zostawia z refleksją dotyczącą kondycji współczesnego człowieka i otaczającego go świata. W powieści jest jednak coś, co mnie lekko rozczarowało, choć nie umniejsza to samej powieści.
„Numer 11” jest skonstruowany wokół tytułowej liczby, która pojawia się w każdym rozdziale książki. Czytelnik od początku zdaje sobie sprawę z rangi tej liczby i nawet wyczuwa w związku z nią lekkie napięcie, zwłaszcza że już od pierwszych stron roztacza się mroczna aura.
„Numer 11” – siłą książki są bohaterowie
Głównymi bohaterkami są przyjaciółki Alison i Rachel, na początku powieści mają po 10 lat, zaś pod koniec to młode kobiety w wieku po studiach (Rachel). Mimo iż to postacie pierwszoplanowe, niewiele wiadomo o ich powierzchowności. Dopiero pod koniec powieści zdałam sobie sprawę, że nie wiem, jak one wyglądają (poza faktem, że Alison jest czarnoskóra lesbijką i nie ma jednej nogi, a Rachel prawdopodobnie atrakcyjna, skoro podoba się mężczyznom).
Dużo dowiadujemy się zaś o ich upodobaniach, lękach i fobiach; o środowisku, w którym wyrosły i w którym przyszło im żyć, zainteresowaniach i planach. Jak zapewne się domyślacie, numer 11 w mniejszym lub większym stopniu determinuje ich postępowanie. Poznajemy je, gdy jako 10-latki podejmują wyprawę życia i udają się do tajemniczego domu z numerem 11, gdzie mieszka Szalona Kobieta Ptasznik. Ponieważ plotki głoszą, że prawdopodobnie zabiła właścicielką owego domu, dziewczynki udają się na miejsce,
Nie byłaby ta powieść tak dobra, gdyby nie znakomicie nakreślone postaci drugoplanowe. To matka Alison, Val, autorka znanego przeboju sprzed lat, wciąż mająca nadzieję na karierę w showbiznesie – polecam zwłaszcza fragment o udziale Val w reality show, w którym Jonathan Coe jak na dłoni przedstawił sposób, w jaki telewizja manipuluje widzem i wyzwala lawinę hejtu na niczego nieświadomych uczestników programu. Jakże to smutny i prawdziwy obrazek. Przecież i my mamy okazję go oglądać.
Inna z drugoplanowych bohaterek, Laura, jest nauczycielem akademickim (uczy Rachel). Z trudem kończy pisanie pracy naukowej rozpoczętej przez nieżyjącego męża, który zginął tragicznie rozwiązując nurtującą go przez wiele lat zagadkę. Wspomnę jeszcze o nieprzyzwoicie bogatej rodzinie Gunnów, którzy chcą dobudować do swojej posiadłości w Londynie 11 pięter… pod ziemią. Gunnowie mają ogromny majątek uzyskany m.in. dzięki oszustwom podatkowym, jednak bogactwo wcale nie daje im szczęścia, poza tym okazuje się, że nie wszystko mogą kupić (np. obecność lwa na safari).
Jest jeszcze inteligentny policjant Nathan, podkochujący się w pruderyjnej nauczycielce Lucindzie – ten wątek pojawia się nagle i niesamowicie wciąga, ale autor nie rozwija go, więc nie wiemy, czy ta osobliwa para zakosztowała szczęścia. Pewnie nie ja jedna żałuję, że autor nie poszedł o krok dalej i nie dał im szansy.
„Numer 11” – satyra społeczna i polityczna
Jonathan Coe zgrabnie lawiruje w tej powieści między różnymi gatunkami literackimi i miesza je, tworząc niezwykle ciekawą powieść. „Numer 11” można określić jako zabawną satyrę społeczną i polityczną na temat współczesnego świata, ludzkich pragnień i żądz oraz fobii.
Tak jak napisałam na początku, powieść mnie nieco rozczarowała. Chodzi o zakończenie, które wyjaśnia tajemnicze zniknięcia ludzi w Londynie oraz obłęd, jakiego doświadcza Rachel. Koniec jest zaskakujący, ale moim zdaniem odbiega poziomem od całej książki.
Niemniej, polecam Wam „Numer 11” jako wciągającą, świetnie skonstruowaną powieść.
Książkę możecie kupić na stronie Noir sur Blanc w promocji za ok. 26 zł.