Najlepsze dowcipy o dzieciach i historie z życia wzięte
Dzieci, ich autentyczność, naiwność i fantazja potrafią rozbawić niejednego ponuraka. Ale też poważnie zawstydzić rodziców. Zdarzyło się Wam? Na poniedziałek, początek tygodnia i ogólną poprawę humoru, publikuję kilka najlepszych moich zdaniem dowcipów o dzieciach. Choć nie końca są to dowcipy, bo większość z nich to historie, które wydarzyły się naprawdę. A na koniec przedstawiam Wam wyniki konkursu urodzinowego. Jesteście ciekawi, kto wygrał zestawy urodzinowe?
Na start kilka humorystycznych obrazków z naszego podwórka:
Moja siostra siedzi z córką na poczekalni w przychodni. W pewnym momencie Wiki patrzy na siedzących tam ludzi i pyta mamę:
– Mamo, to jest pan czy pani? Bo nie wiem.
(Nie wiem, czy siostra wytłumaczyła, ale ja nie zaryzykowałabym w poczekalni pełnej ludzi; Jak odpowiedź by nie padła, pociągnęłaby za sobą inne pytania:-)
***
Mąż odbiera naszego syna i moją siostrzenicę z przedszkola. Schodzą do szatni, a tam pewien dziadek pomaga się ubierać wnuczce. Radek (wtedy 3,5 roku) mówi:
– O, popatrz Wiktoria, jaki dziad!
– Nie, to nie dziad, Radusiu, to pan – tłumaczy Wiktoria.
– Jak to nie dziad? – dziwi się Radek. – Dziad przecież.
– Nie, nie dziad… – dodaje Wiki.
Przekomarzają się dalej, a mój mąż coraz bardziej zmieszany, chce zmienić temat rozmowy. Te jednak przekomarzają się dalej. Na szczęście, dyskusja nie trwała długo, bo ów dziadek wyszedł z szatni. Do dziś zastanawiamy się, skąd się wzięło słowo „dziad” u niego… Wielokrotnie widywałam później tego dziadka w szatni. Za każdym razem było mi strasznie głupio.
A teraz kilka innych, podobno prawdziwych historii, które otrzymałam kilka miesięcy temu na służbową skrzynkę. Pamiętam, że śmiałam się z nich do łez. Jestem ciekawa Waszej reakcji:-)
Kiedy byłam mała, podsłuchałam kiedyś rozmowę kuzynów. Mówili coś o łazience i waleniu konia. Ja, jako mała dziewczynka, skojarzyłam oczywiście to z robieniem kupy. Kilka dni później przyjechał do mnie wujek. Poszedł do ubikacji i siedział tam trochę. Po jego wyjściu tata ze śmiechem pyta:
– Coś tam tak długo robił ?
Na co ja za wujka ze śmiechem odpowiedziałam:
– Pewnie walił konia!
Dostałam straszny opiernicz.
***
4-letni syn mówi do pani w przedszkolu, która była ubrana w bluzkę na ramiączkach:
– Ma pani takie same włosy pod pachami jak mój tata!!!
***
Miałam około 2 latka, jechałam z mamą pociągiem do babci. W ręce miałam lalkę Pipi, która miała dwa kucyki. Przed wyjściem Mama zrobiła mi takie same. Siedzimy w pociągu i mama zagaduje do mnie:
– Zobacz córeczko, ty masz takie kucyki i Pipi ma takie kucyki.
Ja na to bardzo przemądrzałym tonem:
– Bo my mamusiu obie jesteśmy takimi pipami.
Cały przedział wybuchnął śmiechem, a kobieta siedząca obok nas zapluła sobie książkę. Moja mama oczywiście zrobiła się cała czerwona ze wstydu. Teraz jest to bardzo często opowiadana znajomym historia.
***
Mama opowiedziała mi ostatnio zabawną historię. Gdy byłem mały (3 latka), zawsze musiała chodzić ze mną do WC i trzymać mi siusiaka, gdy chciałem siusiu. Pewnego dnia zirytowana mówi do mnie:
– Synuś nauczył byś się już sam sikać, jesteś już dużym chłopcem
A ja wyprostowałem się założyłem ręce za siebie i dumny jej odpowiedziałem:
– Ja lubię jak mi kobiety trzymają!
***
Kiedy byłem mały, ok. 3-4 lata, przyszedł do nas ksiądz na kolędę. Chwilę pogadał, poświęcił mieszkanie, i zaczyna sobie gadać ze wszystkimi, podchodzę do księdza i nawiązuję z nim taką rozmowę:
– A ja pana skądś znam…
Ksiądz z wielkim zaciekawieniem odpowiada:
– Skąd?
Na co ja pewny siebie:
– Już wiem skąd ja chyba z pana synem do przedszkola chodzę.
Ksiądz zrobił się czerwony i wyszedł jak najszybciej z domu. Do tej pory się zastanawiam czy być może to prawda nie była…
**
Bawiłem się z 5-letnią siostrzenicą w piratów i „walczyliśmy” na kije. Nagle rzuciła mnie i dostałem w klejnoty. Oczywiście padłem na ziemię i zacząłem zwijać się z bólu. Ona podchodzi do mnie i mówi:
– Chodź, pani ze sklepu zrobi ci loda i przestanie boleć.
Oczywiście chodziło jej o takiego z lodziarni, ale ja nie mogłem wytrzymać ze śmiechu.
***
Po kościele biegał mały, może 5-letni chłopczyk.
W pewnej chwili, gdy wszyscy klęczeli, a z pod ołtarza wydobywał się gong, malec stanął w miejscu i na cały głos krzyknął:
– Baza wirusów została zaktualizowana.
***
Mój tato bardzo lubił śpiewać piosenki własnego autorstwa (niezbyt mądre). Jedną z nich śpiewał szczególnie często, dlatego też z łatwością się jej nauczyłam. Warto też dodać, że w tym czasie (miałam 3 lata) uwielbiałam być w centrum uwagi, dlatego pewnego dnia, będąc z mamą na zakupach, chciałam przed dużą publiką pochwalić się tym co umiem. Stanęłam na środku sklepu i zaczęłam śpiewać: „Hej dziewczyny, z Kościerzyny ściągać slipy, przegląd cipy!”
Mama czerwona od razu wyprowadziła mnie ze sklepu.
***
Pojechaliśmy kiedyś z moim 4-letnim bratem, do miejsca z konikami. Był tam taki jeden malutki – Konik Przewalskiego. Konik mały, ale genitalia ogromne. No i mój braciszek oczywiście już nic innego nie zauważył, tylko właśnie tę część ciała.
– Łaaaaaaaa, tata, ale on ma wielkiego sisiora!!! – wydziera się na cały regulator.
Kupa ludzi od razu patrzy, skąd pochodzi ten piskliwy głos, my czerwoni ciągniemy go już za rękę, bo wstyd jak cholera, a ten dalej:
– Taki mały koń, a ma takiego dużego sisiora, a ty taki duży i masz takiego małego!!!
Gdybyście widzieli ojca minę.
***
Rzecz dzieje się w kościele. Rodzinka modelu 2+1, z tą jedynką rozpieszczoną jak jasny gwint. Dziecko biega, skacze, wchodzi na ołtarz. Tatuś w pewnym momencie cierpliwość stracił, synka bierze za rękę i powoli wyprowadza z kościoła. Kiedy dziecko znalazło się w punkcie bez wyjścia – tuż przed drzwiami – została mu ostatnia deska ratunku. Chłopiec rozdzierającym, pełnym żalu głosikiem zaapelował:
– Ludzie! Módlcie się za mnie!
***
Wakacje nad morzem, deszczowy dzień. Moje dzieciaki (wtedy 4 i 6 lat) poznały koleżankę w swoim wieku, więc się nie nudziły. Koleżanka – o uroczym imieniu Sonia – nie mówiła jeszcze „R” – zamiast tego mówiła „J” („jowej” zamiast „rower” etc.). Bawili się w koncert: jedno stało na scenie (czyli na krześle) i śpiewało, pozostała dwójka była publicznością i biła brawo. Ja siedziałem obok i czytałem książkę.
Przyszła kolej na Sonię. Weszła na krzesło, ale uznała widocznie, że sama artystka i publiczność to za mało. Zwróciła się więc do mnie, bardzo grzecznie:
– To ja będę śpiewała, a oni będą klaskali, a pan będzie chójem.
…Zajęło mi jakieś trzy sekundy zanim odzyskałem oddech i zrozumiałem, co niewinne dziecię miało na myśli…
Mam nadzieję, że rozśmieszyły Was te historie i choć trochę poprawiły humor w poniedziałkowy poranek:-)
A teraz zapowiadane rozstrzygnięcie konkursu urodzinowego. W niedzielę odbyło się losowanie, nad jego sprawiedliwym przebiegiem czuwały moja mama i moja siostra. Los uśmiechnął się do dwóch osób. Zestaw pierwszy (czyli Inwazję Bazgrołów i dodatki) wygrała Ewa Koczara, zestaw drugi, czyli książkę „Olive Kitteridge” i dodatki, pani Krystyna Gudel (uczestnik konkursu z Facebooka). Nagrody w konkursie ufundowało Wydawnictwo Nasza Ksiegarnia, któremu serdecznie dziękuję.
Wszystkim dziękuję za udział w konkursie, a zwycięzcom gratuluję. Jeżeli napiszecie recenzję wygranych książek, z chęcią opublikuję je na blogu albo fanpage’u.
Zwycięzców oraz pozostałe osoby, które wzięły udział w konkursie urodzinowym, proszę o wysłanie na adres katarzyna.grzebyk@interia.eu adresów do wysyłki. Osoby, które nie wygrały, otrzymają ode mnie „nagrody pocieszenia”, czyli:
Długopisy i zakładki Books and Babies |