Co Zbigniew Herbert napisał o swoich rodzicach

Czy Zbigniew Herbert jest Ci znany tylko dzięki Panu Cogito? A może ze zbioru wspaniałych esejów pt. „Barbarzyńca w ogrodzie”? Jeżeli tylko z tego, to… szkoda, bo twórczość Herberta, o którym mówi się „współczesny klasyk”, jest o wiele bogatsza i bardziej różnorodna. Ponieważ dziś przypada 16. rocznica jego śmierci – a prawie wszyscy wspominają 202. urodziny Józefa I. Kraszewskiego – postanowiłam poszukać w poezji Herberta czegoś, o czym w szkole, a potem na studiach w ogóle się nie mówiło. Odwołań rodzinnych. Zobaczcie, co znalazłam.
Jak na moim blogu, w którym staram się pokazywać, że literaturę i macierzyństwo łączy bardzo bliski związek, pokazać ten związek u Herberta:-)? Herbert mamą nie był, powiecie. Był dzieckiem swoich rodziców – odpowiem – i uwiecznił ich w swojej twórczości. I właśnie z tej odwrotnej, niż do tej pory strony, chcę Wam ten związek pokazać.
O poezji Herberta mówi się, że jest dostojna, klasyczna, pełna humanizmu. Traktuje o poważnych sprawach. Jej tworzywem są mitologiczne opowieści, bohaterowie rodem z czasów starożytnych, monumentalne dzieła. Herbert to klasyk. Wyższa półka. To nie ulega wątpliwości. W pojmowaniu Herberta ciągle mi czegoś brakowało, dlatego pośród licznych utworów o sprawach istotnych i poważnych, szukałam czegoś osobistego, czego co jest bliskie każdemu z nas. Czegoś, co samego Herberta, moim zdaniem, trochę odmitologizuje. I pokaże go jako jednego z nas. A każdy z nas jest dzieckiem:-)
Jak podaje Wikipedia, rodzina Zbigniewa Herberta, prawdopodobnie pochodzenia angielskiego, przybyła do Galicji z Wiednia. Jego ojciec, Bolesław, legionista i obrońca Lwowa, z wykształcenia był prawnikiem, pracował jako dyrektor banku. Matka, Maria pochodziła z rodziny Kaniaków. Rodzina Herbertów mieszkała przy ulicy Łyczakowskiej 55/5 we Lwowie, a od 1933 przy ulicy Obozowej 3. Po wojnie opuścili Lwów i zamieszkali w Sopocie. Zbigniew kontynuował zainteresowania ojca – podobno na jego życzenie – studiując prawo w Krakowie. Studiował również ekonomię i filozofię.
Analizując utwory poetyckie nigdy nie można powiedzieć wprost, że autor wiersza mówi w nim o tym czy o tym, bo byłoby to nadużycie (moi wykładowcy na studiach przykładali do tego dużą uwagę). Nie siedzimy w głowie twórcy i nie mamy pewności, że słowa wiersza są jego własnymi – chyba że autor sam to zaznaczył – ponieważ równie dobrze mogą być wytworem jego wyobraźni literackiej. W analizie literackiej zawsze używamy określenia podmiot liryczny, który oczywiście może być utożsamiany z autorem. Sądzę, że śmiało możemy powiedzieć, że w poniższych wierszach Herberta tak właśnie jest. Utworów bynajmniej analizować nie będę – uważam, że odbiór poezji jest sprawą bardzo indywidualną i każdy ma prawo interpretować ją po swojemu. Zostawiam Was z lekturą wierszy, a na końcu umieszczam mój ulubiony cytat z poezji Herberta.

Mama
Myślałem:
nigdy się nie zmieni

zawsze będzie czekała
ubrana w białą suknię
i niebieskie oczy
na progu wszystkich drzwi

zawsze będzie uśmiechała się
wkładając ten naszyjnik

aż nagle
urwała się nitka
teraz perły zimują
w szparach podłogi

mama lubi kawę
ciepły kafel
spokój

siedzi
poprawia okulary
na szpiczastym nosie
czyta mój wiersz
i siwą głową mu zaprzecza

ten który upadł z jej kolan
zaciska usta i milczy
więc niewesoła rozmowa
pod lampą źródłem słodyczy

nieunoszony żalu
z jakich pije on studni
po jakich drogach chodzi
syn niepodobny do marzeń

karmiłam mlekiem łagodnym
jego spala niepokój
krwią go obmyłam ciepłą
ręce ma zimne i szorstkie

z daleka od twoich oczu
przebitych ślepą miłością
łatwiej unieść samotność

za tydzień
w zimnym pokoju
ze ściśniętym gardłem
czytam jej list

w tym liście
litery stoją osobno
jak kochające serca

Mój ojciec

Mój ojciec bardzo lubił France’a
 i palił Przedni Macedoński
 w niebieskich chmurach aromatu
 smakował uśmiech w wargach wąskich
 i wtedy w tych odległych czasach
 gdy pochylony siedział nad książką
mówiłem: ojciec jest Sindbadem
 i jest mu czasem z nami gorzko

 przeto odjeżdżał Na dywanie
 na czterech wiatrach Po atlasach
 biegliśmy za nim zatroskani
 a on się gubił W końcu wracał
zdejmował zapach kładł pantofle
 znów chrobot kluczy po kieszeniach
 i dni jak krople ciężkie krople
 i czas przemija lecz nie zmienia

 na święta raz firanki zdjęto
 prze z szybę wyszedł i nie wrócił
nie wiem czy oczy przymknął z żalu
 czy głowy ku nam nie odwrócił
raz w zagranicznych ilustracjach
 widziałem jego fotografię
gubernatorem jest na wyspie
 gdzie palmy są i liberalizm

Rozmyślania o ojcu

Jego groźna twarz w chmurze nad wodami dzieciństwa
(tak rzadko trzymał w ręku moja ciepłą głowę)
podany do wierzenia win nie przebaczający
karczował bowiem lasy i prostował ścieżki
wysoko niósł latarnię gdy weszliśmy w noc

myślałem że usiądę po jego prawicy
i rozdzielać będziemy światło od ciemności
i sądzić naszych żywych
— stało się inaczej

tron jego wiózł na wózku sprzedawca starzyzny
i hipoteczny wyciąg mapę naszych włości

urodził się po raz drugi drobny bardzo kruchy
skórze przeźroczystej chrząstkach bardzo nikłych
pomniejszał swoje ciało abym mógł je przyjąć

w nieważnym miejscu jest cień pod kamieniem

on sam rośnie we mnie jemy nasze klęski
wybuchamy śmiechem
gdy mówią jak mało trzeba
aby się pojednać

A moja ulubiona sentencja to: Bądź odważny, gdy rozum zawodzi, bądź odważny. W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy.

Fotografia pochodzi z facebooka Fundacji im. Z. Herberta

You may also like...