Napisz dziecku bajkę! Wywiad z Katarzyną Klimowicz, terapeutką z Warszawy
Czy wiesz, że możesz napisać bajkę dla swojego dziecka i może mieć ona duże znaczenie? Pewnie nie zostaniesz od razu słynnym autorem, a Twoja opowieść- wielkim dziełem, bo bajka, o jakiej myślę, to… bajka-pomagajka. Jej celem jest pokazać dziecku świat emocji i nauczyć je radzić sobie z trudnymi emocjonalnie sytuacjami. Tak, napisać ją może każdy z nas, i Ty i ja, ale najpierw trzeba poznać zasady jej tworzenia. Mówi o nich w wywiadzie Katarzyna Klimowicz, psychoterapeutka i bajkoterapeutka z Warszawy, która opracowała „Bajkoterapię” wydaną przez Naszą Księgarnię (o książce tej mogliście przeczytać w kwietniowym wpisie).
Katarzyna: Jest Pani jednym z nielicznych terapeutów, którzy stosują bajkoterapię. Dlaczego postawiła Pani akurat na ten rodzaj terapii?
Katarzyna Klimowicz: Moje zainteresowanie bajkoterapią zaczęło się dużo wcześniej zanim zainteresowałam się psychoterapią. Najpierw poznawałam bajkoterapię, jej działanie, efektywność, a dopiero potem zaczęłam ją stosować w pracy psychoterapeuty.
Katarzyna: Czym w ogóle jest bajkoterapia? To leczenie bajkami?
Katarzyna Klimowicz: Bajkoterapia jest dziedziną biblioterapii, która polega na tym, że różnego rodzaju oddziaływania terapeutyczne wspomagane są literaturą piękną. Bajkoterapię od biblioterapii różni odbiorca. Odbiorcami biblioterapii, czyli terapii wykorzystującej ukierunkowane czytanie są dorośli i młodzież; bajkoterapii dzieci do 12. roku życia. Bajkoterapia wykorzystuje opowieści bajkoterapeutyczne, zwane bajkami-pomagajkami. Musimy wiedzieć, że im mniejszy i mniej świadomy jest odbiorca, tym terapia jest skuteczniejsza. Starsze dziecko, ze względu na swój poziom i wiek więcej rozumie, analizuje i docieka, co może przeszkadzać w terapii. W przypadku małych dzieci bajkoterapia jest naturalna, bo opiera się na działaniach emocjonalnych. Dzieci słuchają tekstu i w sposób wysoce nieświadomy utożsamiają się z bohaterem, co pomaga im w radzeniu sobie z własnymi sytuacjami emocjonalnymi.
Katarzyna Klimowicz |
Katarzyna: W jakim momencie terapii dziecka wkraczają bajki-pomagajki? Czy stosuje ją Pani w przypadku wszystkich swoich małych pacjentów?
Katarzyna Klimowicz: W dużym stopniu zależy to od zakresu problemu dziecka. Bajkoterapia jest specyficzną terapią. Jest to metoda bardziej edukacyjna, w której chodzi o to, żeby za pomocą opowieści pokazać dzieciom świat emocji, to jak on jest skonstruowany, to że emocje istnieją i ewentualnie, jak powinny sobie radzić z sytuacjami, które są emocjonalnie trudne. Zajęcia, które prowadzę np. w przedszkolach, bardziej są edukacyjne niż terapeutyczne. Poszerzają wiedzę o otaczającym świecie uczuć i relacjach społecznych. Uczymy się na nich, jak radzić sobie ze strachem, ze złością; jak przezwyciężać swoją nieśmiałość, itp. Natomiast w gabinecie zdarzają się różne sytuacje. Był np. mały pacjent, który miał lęk przed wejściem do windy. Ponieważ na rynku nie ma żadnych bajek, które pomogłyby w terapii tego pacjenta, sama stworzyłam historię, która pomogłaby mu radzić sobie z tym lękiem. Ale oczywiście istnieje szereg opowieści bajkoterapeutycznych, które są na tyle uniwersalne metaforycznie, że można je wykorzystywać w różnych problemach. Z bajkoterapii korzystam w pracy często, ale nie zawsze.
Katarzyna: Podobno zachęca Pani rodziców, aby sami tworzyli opowieści bajkoterapeutyczne. Czy to oznacza, że każdy rodzic może zostać bajkoterapeutą swojego dziecka?
Katarzyna Klimowicz: Jak najbardziej, każdy rodzic może zostać bajkoterapeutą, ale dobrze jest mieć jakieś wsparcie merytoryczne. Co jakiś czas prowadzę warsztaty, na których uczę pisać bajki-pomagajki. Są one zbudowane wokół określonych schematów, które wpływają na oddziaływanie na dziecko, dlatego taka wiedza jest potrzebna do stworzenia bajki. Można też korzystać z książek Marii Molickiej – ekspertki w tej dziedzinie. Można też wykorzystać informacje ze strony Pacynkowo. Ale to jeszcze nie wszystko, żeby napisać dobrą bajkę.
Katarzyna: Trzeba mieć jeszcze talent?
Katarzyna Klimowicz: Żeby skutecznie używać bajkoterapii, trzeba mieć zgodę na własne uczucia, na własne błędy, niedociągnięcia. Być rodzicem naturalnym, prawdziwym, przyzwalającym na nieperfekcjonizm, na złość, wstyd, inne emocje. Dopiero wtedy jesteśmy wiarygodni dla dziecka w wiedzy, którą przekazujemy. Do bajkoterapii nie trzeba mieć specjalnych studiów, tylko dużą przestrzeń emocjonalną.
Katarzyna: Wydaje mi się, że spora część rodziców, nie odważy się stworzyć własnej bajki-pomagajki z obawy, że zrobi coś źle i zaszkodzi tym dziecku. To uzasadniona obawa?
Katarzyna Klimowicz: Zaszkodzić można, kiedy wkradnie się „smród edukacyjny”. Kiedy będziemy chcieli nie tyle pokazać dziecku różnorodność danej sytuacji, co osiągnąć jakiś konkretny cel, np. dziecko ma nie kłamać.. Ale wkradają się w te bajki takie elementy, które znacznie obniżą ich efektywność. W bajkoterapii, niestety, bardzo łatwo jest wpaść w pułapkę dydaktyzmu. Opowieści terapeutyczne nie powinny w ogóle zawierać morału, choć sama nazwa „bajkoterapia” może przecież kojarzyć się z moralizatorstwem. W opowieści bajkoterapeutycznych nie powinniśmy nic oceniać, tylko pokazywać sytuacje, opisywać je jak najlepiej od strony emocjonalnej i pokazywać zależność przyczynowo-skutkową naszych działań w oparciu o stan emocjonalny. Wyjaśnię to właśnie na przykładzie bajki o kłamstwie: jeżeli stworzymy opowieść o dziecku, które kłamie i wynikają z tego różne problemy, to nie moralizujemy w tej bajce. Nie pokazujemy, że kłamstwo jest złe, tylko dlaczego po nie się sięga. Pokażmy skomplikowany proces emocjonalny związany z tym, że boimy się przyznać do czegoś, co jest trudne, bolesne, wstydliwe. Pokażmy, jakie są konsekwencje nieujawnienia prawdy, bez oceniania. Na koniec pokażmy, co się dzieje, kiedy powiemy prawdę. Nie mówmy, że kłamstwo jest złe. Pokażmy, że jest ono elementem życia, po który ludzie sięgają z różnych powodów. Oczywiście, najlepiej unikać kłamstwa, ale jeśli już kłamiemy, pokażmy dziecku emocje z tym związane i to, co się dzieje, jeśli w prawdę ujawnimy, a jeśli nie. Niestety, w wielu opowieściach czy to pisanych w domu, czy wydanych drukiem, kłamczuch jest piętnowany.
Katarzyna: Kiedy czytam dzieciom różne opowieści, bajki, często przebija z nich ton moralizatorstwa…
Katarzyna Klimowicz: Na przykład w bajkach o dzieleniu, mówi się, że trzeba się dzielić i że dzielenie się jest cudowne, wspaniałe i wszyscy tak robią. To nieprawda, dzielenie się jest bardzo trudne, wymaga świadomego podejścia, czasu na zastanowienie się i decyzji, czy chcę się dzielić czy nie. To dziecko ma prawo zdecydować, czy chce się dzielić czy nie; nie bajka. Są też bajki pokazujące, jak cudowne jest sprzątanie. A czy sprzątanie naprawdę jest takie cudowne? W sprzątaniu chodzi o to, żeby wiedzieć, po co sprzątamy i jakie to ma korzyści; nie można powiedzieć, że dziecko, które nie sprząta, jest złe. Właśnie na tym polega pułapka. Nie wiem, czy można tym skrzywdzić, ale na pewno bajka może nie przynieść spodziewanych efektów.
Katarzyna Klimowicz z córką |
Katarzyna: Z jakimi problemami zmagają się dzieci i ich rodzice, którzy pukają do Pani gabinetu?
Katarzyna Klimowicz: Pierwszy problem na pewno związany jest z szeroko pojętą nieśmiałością. Rodzice są zaniepokojeni dysfunkcyjnością w rozumieniu dziecka, jeśli chodzi o relacje społeczne. Jest dużo dzieci lękowych, które boją się różnych rzeczy. Trzeci problem to złość, nieradzenie sobie z nią, sposób wyrażania jej. Myślę, że podobnie jest w innych gabinetach. Terapię tych problemów wspomagają bajki-pomagajki, ale są one tylko częścią całej terapii, w której uczestniczą także rodzice.
Katarzyna: A rodzice, jakie błędy wychowawcze popełniają najczęściej?
Katarzyna Klimowicz: Mam takie wrażenie, że są to błędy, które istnieją od wieków, ale ewoluują wraz ze zmieniającym się światem. Na pewno są to błędy komunikacyjne, a więc powtarzanie komunikatów z gotowym rozwiązaniem „Nie złość się”, „Nie smuć się”, „Nie wstydź się” zamiast nazywać te uczucia i rozmawiać o nich. Rodzice mają nieprawdopodobną potrzebę rozwiązywania problemów swoich dzieci. Natychmiast zarzucają je możliwościami rozwiązania różnych sytuacji, jest to rodzaj nadopiekuńczości, ale także przejaw tego, że rodzice sami nie wiedzą, jak żyć uczuciami, tylko chcą je „zagadać”. Rodzicom trudno znosić fakt, że dziecko cierpi – przeżywa złość, strach, wstyd. Chcą jak najszybciej im pomóc, tymczasem dziecko potrzebuje nauczyć się żyć z emocjami i sobie z nimi radzić. Dzieci bardzo często samodzielnie potrafią rozwiązać dany problem, lecz dorośli zbyt szybko wychodzą przed szereg. Drugi błąd rodziców to zagubienie się w granicach. Rodzice nie wiedzą, kiedy mogą powiedzieć „nie”, że w ogóle mogą powiedzieć „nie” z obawy przed emocjonalnym odrzuceniem ze strony dziecka. Moim zdaniem, w dużym stopniu wynika to z przeżyć rodziców z ich własnymi rodzicami, którzy nadużywali granic. W gabinecie przekonuję, że dziecko ma prawo czegoś chcieć od rodzica, a rodzic ma prawo tego nie zrobić. Jeżeli np. zabronimy czegoś, to dziecko ma prawo się złościć. Dawniej rodzice po prostu mówili nam „nie” nic nie tłumacząc. I my, współcześni rodzice chcemy z tym walczyć. Nieprawda. Prawem rodzica jest stawiać granice, a prawem dziecka jest buntować się. Mam też wrażenie, że dzieci mają coraz mniej obowiązków w domu. Kiedy pytam o nie rodziców, często są zdziwieni. Główny obowiązek dziecka widzą w tym, że ono ma się uczyć, a już słanie łóżka czy podlewanie kwiatów… – niekoniecznie.
Katarzyna: Dziękuję za rozmowę.
Więcej informacji na temat prowadzonych przez panią Katarzynę warsztatów znajdziecie na stronie Pacynkowo/warsztaty bajkoterapeutyczne
Natomiast o niej i jej pracy możecie przeczytać na stronie Katarzyny Klimowicz
P.S. To jak, piszemy bajki-pomagajki?