Pierniki z Bullerbyn, czyli books, cookies and babies…

– Nie wiem, kiedy święta zaczynają się gdzie indziej, lecz dla nas, dzieci w Bullerbyn, Gwiazdka zaczyna się już tego dnia, gdy pieczemy pierniki – mówiła Lisa, bohaterka kultowej powieści „Dzieci z Bullerbyn” napisanej niemal 70 lat temu przez Astrid Lindgren. I miała rację, bo kiedy w ostatni dzień listopada piekłam z dziećmi pierniki, w domu zapachniało świętami, a ja przypomniałam sobie tę pierwszą ważną książkę z dzieciństwa.

Ważną, bo była jedną z takich „dorosłych” książek – liczyła dużo więcej stron niż pozostałe książki, jakie czytałam w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Miała ponad 300 stron, charakterystyczną żółtą okładkę i była nieco sfatygowana, jak na książkę często wypożyczaną z biblioteki publicznej przystało! Pamiętam, że wspaniale się ją czytało, a jej treść dla dziecka w moim wieku była arcyciekawa. Lasse, Bosse, Lisa i inni mieli takie przygody. Podczas gdy dla mnie „Dzieci z Bullerbyn” były wstępem do poważnego czytania, niektórzy na niej zakończyli czytanie lektur szkolnych…

Pamiętacie, jak Lisa opowiadała o Wigilii? Zaczynało się mnie więcej tak: „Nie wiem, kiedy święta zaczynają się gdzie indziej, lecz dla nas, dzieci w Bullerbyn, Gwiazdka zaczyna się już tego dnia, gdy pieczemy pierniki. Wówczas jest równie wesoło jak w wieczór wigilijny. Lasse, Bosse i ja dostajemy po dużym kawałku ciasta na pierniki i możemy z niego piec, co chcemy. Wyobraźcie sobie, że gdy ostatnio mieliśmy piec pierniki, Lasse zapomniał o tym i pojechał z tatusiem do lasu po drzewo! Dopiero w lesie przypomniał sobie, co to za dzień, i puścił się do domu takim pędem, że aż śnieg się za nim kurzył – tak mówił tatuś. Bosse i ja zajęci byliśmy już wtedy na dobre pieczeniem. Właściwie to nieźle się złożyło, że Lasse przyszedł trochę później. Najlepsza foremka do pierniczków, jaką mamy, to mały prosiaczek, a gdy Lasse piecze z nami, to jest to prawie niemożliwe, byśmy my – Bosse i ja – mogli dostać prosiaczka. Tym razem jednak skorzystaliśmy z okazji i upiekliśmy każde z nas po dziesięć prosiaczków, zanim Lasse nadbiegł zdyszany z lasu. Och, jakże mu się śpieszyło, żeby nas dogonić z pieczeniem!”.
 

30 listopada, kiedy większość z Was świętowała andrzejki lub odpoczywała po nich, wspólnie z dziećmi zajęłam się pieczeniem pierników. Wspólnie zrobiliśmy chyba ze sto sztuk pierniczków, oczywiście ozdobionych lukrem i kolorową posypką. Ponieważ nie jestem wielkim talentem kulinarnym, pierniki przygotowałam na podstawie przepisu nie wymagającego wielkich zdolności ani umiejętności zdobniczych. Poza tym, w naszym w przypadku w pieczeniu pierników nie chodzi ani o ich smak, ani o ich wygląd, ale o wspólną zabawę angażującą rodziców i dzieci, która ma sprawić, że gotowanie czy pieczenie może być wielką przyjemnością. Ponieważ przygotowałam ogromną ilość ciasta, wyszła z niego cała masa pierniczków, które teraz w metalowych puszkach oczekują na swój debiut na choince i świątecznym stole.

Upiekliście już pierniki? Pamiętacie, w jakich książkach, poza „Dziećmi z Bullerbyn” i książkami kulinarnymi, była o nich mowa?

You may also like...