Trudny Wybór Marty. Co Ty zrobiłabyś na jej miejscu?
Przeczytałam w życiu wiele książek, wzruszałam się przy niewielu. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć te tytuły, przez które płakałam jak bóbr. Morze łez wylałam w ubiegłą sobotę nad „Wyborem Marty”, książką, do przeczytania której Magda, moja koleżanka ze szkoły podstawowej, namawiała mnie od kilku miesięcy. – Zobaczysz, będziesz płakać – mówiła Magda, wręczając mi niedawno swój egzemplarz. Uśmiechnęłam się, myśląc jak mało mnie zna… Lubię czytać, ale przecież tak łatwo się nie wzruszam. Ale „Wybór Marty” zrobił mi takie emocjonalne tsunami, że nawet pisząc te słowa, czuję, że głos łamie mi się w gardle, a łzy same napływają do oczu. A fakt, że ta historia przytrafiła się komuś naprawdę, tylko te emocje potęguje.
Cóż mnie tak wzruszyło? Jeśli nie znacie historii opisywanej w „Wyborze Marty”, pokrótce Wam ją opowiem (rzadko zdradzam więcej wątków fabuły, ale w tym przypadku nie mogę inaczej). Lidia Witek, pisarka, o której naprawdę nic nie wiem i nie potrafiłam znaleźć o niej informacji w Internecie, opisuje wydarzenia toczące się w latach 60. ubiegłego wieku (ponad 50 lat wstecz!). Główną bohaterką jest Marta Karwowska, atrakcyjna i bardzo inteligentna 31-letnia pani architekt. Singielka z wyboru, ciesząca się zainteresowaniem mężczyzn. Pewnego zimowego wieczoru w progu jej mieszkania staje Małgosia, 20-letna studentka, córka kuzyna Marty. Małgosia jest w ciąży. Chce, by Marta towarzyszyła jej, gdy podda się aborcji. Opanowana i zdystansowana Marta po kilku dniach proponuje Małgosi, że zaopiekuje się nią i pomoże jej we wszystkim, byle ta urodziła dziecko. Marta postanawia je adoptować, do czego po kilku miesiącach dochodzi.
Decyzja Marty jest przemyślana i przeanalizowana. W dzieciństwie i wczesnej młodości Marta widziała poświęcenie swej sąsiadki Adeli, która podczas II wojny światowej uratowała życie 3-letniemo chłopcu z Zamojszczyzny i przez kilka lat opiekowała się nim, poświęcając mu swój czas i majątek, by po wojnie oddać chłopca biologicznej matce.
Marta długo dorasta do roli matki Wojtusia. Początkowo po prostu się opiekuje nim, ale z czasem ta rola staje się pierwszoplanową w jej życiu, spychając na dalszy plan jej karierę, życie uczuciowe i towarzyskie. Nagle wzorowa pracownica Marta przestaje być faworyzowana i ceniona w miejscu pracy, bo ze względu na przedszkole i opiekę nad synem, nie może pracować po godzinach. Macierzyństwo „komplikuje” jej życie osobiste. Mając dziecko, staje się bardzo samotną osobą… Macierzyństwo to same wyrzeczenia. I jeszcze ta rodzinna tajemnica, która spędza sen z powiek. W końcu kiedyś może zdarzyć się tak, że Marta, Małgosia i Wojtuś się spotkają… Co stanie się wtedy? Czy stojąc naprzeciwko siebie powstrzymają swe emocje? Czy będą umiały kłamać patrząc w błękitne oczy uzdolnionego muzycznie, wrażliwego chłopca? Czy będą umiały rozmawiać? Co będzie dla niego lepsze: kłamstwo czy prawda, która dla dziecka może być szokująca?
„Wybór Marty” daleki jest od stylistyki klasycznego wyciskacza łez, więc bez obaw możecie po nią sięgnąć. To sprawnie napisana powieść psychologiczno-obyczajowa, o niezbyt wartkiej akcji i wspaniale skonstruowanych psychologicznie postaciach, zarówno tych pierwszo-, jak i drugoplanowych. Mimo że akcja w większości toczy się w latach 60., równolegle toczy się wątek II wojny światowej i Powstania Warszawskiego. Do wojny i spustoszenia, jakie uczyniła w wielu sercach i wielu rodzinach, bohaterowie „Wyboru Marty” ciągle się odwołują. Trochę niedopowiedziana jest rzeczywistość powojenna, poza kilkoma wzmiankami o tym, że pewne osoby musiały uciec za granicę, bo w Polsce nie było dla nich miejsca (to najczęstszy zarzut, jaki pada wobec książki, a dla mnie jest kompletnie bez znaczenia). Ale właśnie może o to chodzi? Że historia Marty może wydarzyć się zawsze i wszędzie…
„Wybór Marty” to książka o uczuciach, która robi emocjonalne tsunami. Jestem matką i z tego poziomu odbierałam lekturę. Prawdopodobnie z tego też powodu tak bardzo mnie wzruszyła. Bo nie jestem w stanie sobie wyobrazić skali uczuć matki, która najpierw chce zabić swoje nienarodzone dziecko, potem dobrowolnie oddaje je do adopcji, by następnie przez całe życie za nim tęsknić… Lektura książki Lidii Witek uświadamia, że miłość i szczęście nie są dane raz i na zawsze. Że przez błędne wybory sami siebie unieszczęśliwiamy. Że to, co nazywamy miłością, może przybierać różne barwy i różną skalę.
Ostatnie 150 stron (z prawie 600) „Wyboru Marty” czytałam i płakałam, bo Lidia Witek posadziła mnie na emocjonalnej huśtawce. Dlatego, jeśli sięgnięcie po tę książkę, postarajcie się kończyć ją w samotności. Nie w miejscach publicznych, nie przed ważnym następnego dnia spotkaniem. To książka, której finał rozegra się w Was.
Nawet jeśli nie jesteś matką/ojcem, wydaje mi się, że „Wybór Marty” Ci się spodoba.
P.S. Magda, dziękuję!
P.S. 2. Wiecie, przy jakich książkach się wzruszałam? Np. „Jesień w Brukseli”, „Oskar i Pani Róża”, „Mały Książę”, „Tysiąc wspaniałych słońc”…
Tytuł: Wybór Marty
Autor: Witek Lidia
Wydawnictwo: Promic
Język wydania: polski
Język oryginału: polski
Ilość stron: 592
Rok wydania: 2012