„Zulejka otwiera oczy”. Genialny debiut Guzel Jachiny
„Zulejka otwiera oczy”, niezwykle interesujący debiut Guzel Jachiny, pisarki tatarskiego pochodzenia, ma wszystko to, co powinna zawierać powieść pretendująca do miana wybitnej. To wielowątkowa historia młodej Tatarki Zulejki osadzona w realiach lat lat 30. XX wieku i masowego rozkułaczania chłopów w ZSRR. Powieść o dużym zabarwieniu historycznym trafia do serca także jako opowieść o trudnej miłości w nieludzkich czasach. „Zulejka…” jest autentyczna, przejmująca i zaskakująca. Mi, jako czytelniczce, przywróciła wiarę w to, że literaturze jednak nie wszystko jeszcze zostało napisane.
Wydawnictwo Noir sur Blanc ciągle mnie zaskakuje. Po serii świetnych lektur od Noir sur Blanc, jakie przeczytałam w ciągu ostatnich lat, jestem pewna, że „Zulejka otwiera oczy” zasługuje, by uznać ją za jedną z najbardziej wartościowych, a przy okazji wciągających.
„Zulejka otwiera oczy” – o czym jest powieść
Koniec lat 20. Mroźny Jułbasz w ZSRR. Ok. 30-letnia Tatarka o wdzięcznym imieniu Zulejka mieszka w domu męża i jego matki. Murtaza jest sporo starszym od niej mężczyzną, silnym, krzepkim, pracowitym i zdecydowanym, bezwzględnie słuchającym swojej starej matki. Zulejka nazywa ją Wiedźmą – nie tylko dlatego, że jako świekra (teściowa) jest oschłą i surową kobietą. Niemal stuletnia Wiedźma miewa widzenia, na podstawie których przepowiada przyszłość.
Zulejka znaczy w tym domu tyle co nic. Jest karana za drobne przewinienia (np. rozlanie wody w łaźni), wyzywana, poniżana, zapewne tak samo jak rzesze innych chłopek w domach swoich mężów. Zulejka zresztą żyje w przekonaniu, że ma być posłuszna i wdzięczna Murtazie. Mówi o nim, że jest nawet dobrym mężem, bo „mógł ją zabić, a tylko zbił”. Nie mają dzieci – Zulejka urodziła cztery córki, ale wszystkie zmarły nie dożywając kilku miesięcy. To umniejsza jej roli jako żonie i kobiecie. Zulejka jest samotną, uległą, bezwolną, ale pogodzoną ze swym losem istotą, która pocieszenia szuka w modlitwie. Jest tak krucha fizycznie i mentalnie, że wydaje się, iż bez pomocy i opieki (wątpliwej) męża nie poradzi sobie nigdy.
Rodzina żyje biednie zmagając się z głodem i mrozem. Tak jak inni chłopi z Jułbasza, musi stawiać czoła także bandzie „czerwonych ordyńców”, którzy zabierają żywność, zwierzęta, gwałcą kobiety i zabijają chłopów; wywożą całe rodziny w ramach akcji rozkułaczania chłopów.
Czerwoni ordyńcy docierają pewnego dnia do domu Murtazy i Zulejki. Murtaza ginie, a Zulejka musi ruszyć w tułaczkę, by wraz z innymi towarzyszami swej niedoli pracować na sławę i potęgę komunistycznego ZSRR. Jest zdana na łaskę i niełaskę innych chłopów.
To dopiero początek powieści. Zulejka jeszcze nie raz otworzy oczy.
„Zulejka otwiera oczy” jako literatura kobieca
Powieść uznawana jest za nową jakość w tzw. literaturze kobiecej. O tym terminie i jego zasadności nie będę tutaj dyskutować, jednak uważam że zawężanie jej do pojęcia literatury kobiecej, które z góry nacechowane jest negatywnie, jest mocno niesprawiedliwe. Owszem, w „Zulejce” najważniejsza jest postać pierwszoplanowa, jej pojmowanie świata, emocje i dramaty; to powieść o kobiecie, macierzyństwie i miłości, ale moim zdaniem wymyka się schematowi literatury kobiecej.
To, co najbardziej wstrząsa w „Zulejce” to próba zdefiniowania na nowo uczuć. Miłość, wolność, wierność, przyjaźń, tęsknota, miłość do ojczyzny – wszystkie uczucia nabierają nowego, dotąd nieznanego znaczenia w dzikim obozowisku (a przyszłym kołchozie Siemrąk) w tajdze, do którego w końcu trafia Zulejka. To tam zazna miłości i szacunku, którego nie miała w domu Murtazy. Miłości dość okrutnej, bo czy można pokochać mordercę swojego męża?
Siłą powieści są również postaci drugoplanowe. Iwan Ignatow, który poddańczo służy ojczyźnie i nie potrafi pokochać żadnej kobiety, dopiero w Siemrąku doświadcza prawdziwego uczucia i dostrzega bezsens swojego zaangażowania w budowanie ZSRR. Wolf Karłowicz Leibe, ceniony ginekolog, przez lata pozostający w głębokiej depresji i zamknięty w czterech ścianach, wraca do pełni życia z chwilą odbierania porodu Zulejki.
Mistrzowskie są niektóre ze scen, jakimi Guzel Jachina raczy czytelnika. Do tych, które mną najbardziej wstrząsnęły, należy scena rozmowy Murtazy z matką-Wiedźmą, w której matka opowiada mu o tym, jak w latach głodu uratowała go przed niechybną śmiercią karmiąc własnym mlekiem. Sugestywny jest także obraz, gdy Ignatow ratuje tonącą ciężarną Zulejkę z odmętów Angary; znakomita – scena ciężkiego porodu Zulejki, który odbiera pozbawiony rozumu Wolf Karłowicz.
Nie można zapomnieć też sceny, w której mały Juzuf, syn Zulejki, domaga się matczynej piersi. Stojąca w obecności Igantowa skromna Zulejka zwleka z podaniem dziecku mleka, bo nie chce obnażyć się przed obcym mężczyzną. Gdy dziecko nie ustaje w płaczu, Zulejka wyciąga pierś. To wtedy w Ignatowie rodzi się pożądanie, które będzie trwać przez lata. Równie sugestywna jest scena pierwszego zbliżenia Zulejki i Ignatowa.
Ta książka zasługuje na wiele mądrych i zachęcających do jej przeczytania słów. Zyskuje mnóstwo świetnych recenzji, które zalewają Internet. I słusznie, bo „Zulejka otwiera oczy” tchnie świeżością i autentyzmem. Jest wielką niespodzianką dla czytelnika. Razi go siłą przekazu, kapitalną narracją, pięknym językiem i uniwersalnym przesłaniem.
Wierz mi, to piękna książka. Zrób sobie prezent i przeczytaj ją.
Zulejka otwiera oczy, Guzel Jachina, przekład Henryk Chłystowski, Noir sur Blanc 2017, s. 464.