Blogerki na lekcjach pisania u znanych pisarzy
Gdybyś miał możliwość spotkania się z pisarzem, którego styl i twórczość podziwiasz, to kogo byś wybrał? Od kogo ze znanych autorów chciałbyś się nauczyć pisania książek albo choć budowania zdań, napięcia, konstruowania nietuzinkowych postaci? Z kim chciałbyś porozmawiać na temat kondycji literatury współczesnej? Jak brzmiałoby nazwisko tego pisarza, tej pisarki? Te pytania zadałam trzem wyjątkowym dziewczynom, blogerkom, które podobnie jak ja kochają czytać oraz poznawać literaturę.
Poniższy wpis powstał w ramach kampanii „CZYTAJ Z NAMI” organizowanej przez członków grupy facebookowej KLUB KSIĄŻKI pn. „PRZECZYTAJ I PODAJ DALEJ”, którego założycielką jest Magdalena z bloga Save the magic moments.
Nie skłamię, jeśli powiem, że i ja zadałam sobie to pytanie, a w mojej głowie od razu pojawił się szereg nazwisk wraz z pytaniami, które zdawały się nie mieć końca. Grażynę Jeromin-Gałuszkę chciałabym zapytać o „przepis” na niebanalną współczesną powieść obyczajową, która znacznie odbiega od standardów literatury kobiecej, która – nie boję się użyć tego słowa – często jest płytka i banalna. Chciałabym spotkać się z Julianem Przybosiem, Patrckiem Suskindem, Donną Tartt… Wyliczać można bez końca!
Zobaczcie jednak, co powiedziały moje rozmówczynie;-)
Na kawie z królową kryminałów
Katarzyna Berska, YellowPear
Gdybym tylko mogła z Nią porozmawiać…
Spotkałybyśmy się w cichym miejscu, bo tłumów nie znosiła. Nie lubiła też hałasu i ludzi, którzy nie wiadomo, z jakiego powodu podnosili w Jej obecności głos. Wokół nas rozchodziłby się intensywny zapach kawy połączony z odrobiną jabłek z cynamonem, a w tle grałaby delikatna muzyka. Może dyskutowałybyśmy o pogodzie – tym, że ciągle brakuje uwielbianego przez Nią słońca, a może o matematyce i łamigłówkach, które Ją fascynowały. Pewnie zahaczyłybyśmy również o tematykę zwierząt, roślin, teatru… Pochwaliłabym Jej muzykalność i pocieszyła, że nie każdy musi być plastykiem. Niech tak bardzo nie denerwuje się tym, że nie umie malować. Niech nie przejmuje się, że czasem jest chaotyczna w swych wypowiedziach. Udaje Jej się za to zachować niezwykły porządek we własnej twórczości.
Gdybym tylko mogła z Nią porozmawiać….
Zapytałabym jak Ona to robi, że jest w stanie wyprowadzić w pole najbardziej wytrawnego czytelnika. I czemu nie mogę odpowiedzieć na pytanie, dokąd zmierza droga w Jej opowieściach. Dlaczego nie znam kolejnych kroków i jestem jak ślepiec, wiedziona w najróżniejsze kierunki. Mijają minuty, godziny, a ja nadal tkwię w tym chaosie zdarzeń. Siedzę naprzeciwko mordercy i uśmiecham się do niego szeroko, sądząc, że na pewno należy do niewinnych. Czy wiem jednak kto jest kim w tej zawiłej, misternie utkanej intrydze, czy się nie mylę… Kto jest dobry, a kto zły w doskonale wykreowanym świecie pozorów, w którym nie mogę rozszyfrować morderstwa popełnianego w porządku alfabetycznym. A gdy już jestem pewna, że odkryłam tajemnicę, koło wydarzeń kręci się w zupełnie inną stronę.
Gdybym tylko mogła z Nią porozmawiać…
Powiedziałabym, że cenię Jej bohaterów – interesująco nakreślonych, z własnym bagażem doświadczeń. Przeszłością, która przeplatając się z teraźniejszością, buduje napięcie do ostatniej przerzuconej kartki. Przyznałabym, że wielokrotnie musiałam oddać głos inteligentniejszemu ode mnie. Nieco zarozumiałemu, ale charyzmatycznemu człowiekowi, którego zmysł obserwacji i sztuka dedukcji fascynują mnie do dzisiaj. Dodałabym później nieśmiało, że nie powinna tak jawnie wyrażać się źle na jego temat, bo niezwykle wytrwały jest w swoim dążeniu do celu i perfekcyjny w dostrzeganiu tego, co ukryte dla wzroku wielu ludzi. I jak twórcza musi być, że stworzyła kogoś tak charakterystycznego, oryginalnego, ze świeżym spojrzeniem na świat. Kogoś, kto pomaga dopasować każdy element do pozostałych i stworzyć pełen obraz.
Gdybym tylko mogła z Nią porozmawiać…
Powiedziałabym: Pani Agatho Christie! Jest Pani niezwykłą pisarką i taką pozostanie już na zawsze w oczach wielu milionów czytelników.
A Herkules Poirot, jako że zawsze musi mieć ostatnie słowo, dodałby: „Życie przypomina pociąg, mademoiselle. Zawsze biegnie naprzód. I to dobrze. Bo każdy pociąg w końcu dociera do celu, mademoiselle […] Niech Pani zaufa temu pociągowi, mademoiselle, bo kieruje nim sam dobry Bóg. Niech pani ufa pociągowi… i Herkulesowi Poirot… on wie”
Agatha Christie zmarła 2 stycznia 1976 roku. Pozostawiła po sobie ponad 90 powieści i sztuk teatralnych. Była i jest postrzegana jako Królowa Kryminału.
O emocjach z twórcą z Izraela
Aleksandra Pasek, Parapet Literacki
Pisarz, od którego chciałabym się uczyć sztuki pisania? Pierwsza myśl, to twórca izraelski. Jest pewien wspólny mianownik w ich pisarstwie, specyficzny rodzaj smutku, który spotykam tylko u nich. Ja natomiast smutek mam we krwi jak śpiewała Ania Dąbrowska, smutek mnie wciąga, przytrzymuje; ale nie ten banalny smutek z wyciskaczy łez (chroń nas Panie przed tzw. literaturą kobiecą), czy też usilnie sprzedawanych traum “na faktach”. To ten smutek, o którym nie mówi się wprost, ale czytelnik czuje go w każdym, nawet najzwyklejszym zdaniu. Jest tam u podstawy, u korzeni. Ten autentyczny nadaje historii blasku, szlachetności.
Ale ja tu o smutku, a miało być o nauce sztuki pisania! Więc jak już wiedziałam, że będzie to pisarz izraelski, to najpierw pomyślałam o Nobliście, potem o pisarzu, któremu co rok wróży się Nagrodę Nobla, a w końcu o kobiecie.
Zeruya Shalev. Pisarka szczególna i poruszająca we mnie najgłębiej ukryte struny. Nawet nie wiem dlaczego aż tak bardzo mnie wzrusza, wzburza, złości. To dzieje się w warstwie emocjonalnej, ponieważ potrafi ona tak używać słów, że nabierają nieznanych dotąd znaczeń. Chciałabym żeby mnie nauczyła jak być autentyczną w swoich tekstach, jak budować tak szczególne napięcie. Wiem, że poza stroną emocjonalną jej powieści, jest też warsztat techniczny. Sposób narracji jakiego Shalev używa, częsty brak znaków interpunkcyjnych, długie, zawiłe zdania sprawiają, że stajemy w środku strumienia myśli bohaterek (bo głównymi bohaterkami są zawsze kobiety, przynajmniej w tytułach przetłumaczonych na język polski).
Kolejną umiejętnością, której chciałabym się od Zeruyi nauczyć, jest budowanie postaci. To ciekawe, ale jej bohaterki najczęściej mnie złoszczą, tak jak w „Mężu i żonie” czy „Życiu miłosnym”. Złoszczę się na nie, lecz w głębi duszy wiem, że patrzę w lustro. Autorka kreuje spójnych i wiarygodnych bohaterów, którzy w bolesny sposób odzwierciedlają nasze słabości, cechy których często się wstydzimy. Naszą małość w zderzeniu z silnymi uczuciami, porażającą bezradność.
Pisarstwo Zeruyi Shalev to emocje. Autorka była w Polsce w zeszłym roku, na Festiwalu Conrada i opowiadała o tym, jak tworzy swoje historie. Otóż one piszą się same. Pięknie opisała moment, kiedy przychodzi do niej tzw. wena twórcza i zaczyna pisać zdania, których sama po sobie by się nie spodziewała, tworzy historię z głębi siebie, a może właśnie spoza siebie. Nie mam tylko pewności, czy tego można się nauczyć. Z tym, to akurat chyba trzeba się urodzić.
Lekcja pisania u noblisty
Aleksandra Tarnowska, What to see in Turkey
Powiem szczerze, że naprawdę ciężko wybrać autorkę lub autora, od której (którego) chciałabym nauczyć się pisania. Wiadomo, każdy ma inny styl, umiejętność tworzenia fabuły, przedstawiania charakterystycznych postaci. Czytając jeszcze innego autora ma się wrażenie, że ten człowiek ma milion pomysłów na każdą stronę, postać, scenę i ciągle zaskakuje czytelnika.
Chciałabym umieć stworzyć własny świat tak genialnie jak Tolkien. Wyprawiać takie cuda i wygibasy z językiem jak Leśmian. No i żeby jeszcze dało się to wszystko czytać tak lekko i przyjemnie jak „Harry’ego Pottera” pani Rowling.
Ale stanęło przede mną, jakże niewdzięczne (!) zadanie. Ja, która nawet po kilku dniach zastanawiania się nie wymienię swojej ulubionej książki (a przynajmniej pierwszej dziesiątki), muszę napisać o jednym jedynym pisarzu. Pomyślałam jednak, niech już tak będzie. Wybiorę.
I rzeczywiście wybrałam. Padło na tureckiego pisarza, któremu ostatnio całkowicie zaprzedałam swoje serce. Wielu z czytelników powinno go już znać, przynajmniej z półki w sklepie albo listy noblistów. W każdym razie, tym co go znają i tym co jeszcze nie znają, przedstawiam Orhana Pamuka.
Jest to współczesny turecki pisarz, który wśród Turków ma równie wielu wielbicieli jak i nieprzejednanych przeciwników. Łączy się to nie tylko z jego twórczością, albo raczej stylem pisania, bo ten niekoniecznie każdemu pasuje, ale także z odwagą, z jaką wyraża na forum publicznym swoje polityczne poglądy. A te nie zawsze trafiają do przekonania większości tureckiego społeczeństwa.
Przez to, że Orhan Pamuk pochodzi ze Stambułu i napisał autobiografię, w której najważniejszą rolę stanowi tak naprawdę nie on, ale właśnie jego rodzinne miasto, ciągle mówi się o nim jako o pisarzu, piszącym o Stambule. Nie jest to dziwne, w końcu fabuła kilku z jego książek, na czele z, moim zdaniem, niezrównaną „Dziwną myślą w mej głowie”, rozgrywa się właśnie w tym mieście. Wiele osób dzięki jego autobiografii zaczęło fascynować się turecką metropolią. Pamiętam, kiedy sięgnęłam po „Stambuł. Wspomnienia i miasto”, nie byłam po pierwszych kilku stronach zachwycona. Może dlatego, że widziałam już to miasto od środka i miałam okazję oglądać nie tylko jego turystyczną część, a może dlatego, że po prostu pierwsze strony tej książki nie są zbyt wciągające… Sama nie wiem.
Dopiero słowa współtowarzyszki podróży, bo książka miała mi umilić przejazd pociągiem na trasie Warszawa – Kielce, przywróciły mi zapał do czytania tej lektury.
Nieznajoma spytała mnie najpierw, czy podoba mi się Pamukowy „Stambuł”. Odpowiedziałam szczerze, że na razie nie bardzo, więc miła pani nie zwlekała z natarciem. Zaznaczyła, że nie powinnam myśleć o tej pozycji jak o opisie współczesnego miasta. Muszę skupić się na autorze, ciekawostkach, o których pisze i jego niezwykłym zainteresowaniu miastem.
Podziałało. Zaczęłam dostrzegać niesamowitą erudycję autora i umiejętność dostrzegania szczegółów, które zbiera i przedstawia czytelnikowi jako najsmaczniejsze kąski. I w sumie aż do dziś nie mogę wyjść z podziwu, jak barwnie opisywał palące się drewniane wille, promy pływające po wodach Bosforu… Ach! Niedościgniony wzór.
Ten sam autor, obok autobiografii, napisanej z perspektywy przedstawiciela tureckiej inteligencji, potrafi także pisać całkiem inne powieści. Przypatrzmy się kilku z nich.
Pierwsza z nich to „Śnieg”, której akcja rozgrywa się na wschodnich obrzeżach Turcji, w mieście Kars (dodam tutaj, że „śnieg” po turecku to „kar”). Jesteśmy więc już dość daleko od Stambułu, a bohaterem jest turecki poeta Ka, który przyjechał do Karsu z Frankfurtu. Wciągnięty zostaje w ogromną plątaninę religii, polityki, sztuki i, oczywiście, miłości. Co najgorsze nie może uciec z miasta, ponieważ wszystkie drogi są zasypane i na zewnątrz wciąż panuje śnieżyca.
„Nazywam się Czerwień” zanurza czytelnika w XVI wieku. Znajdujemy się nagle na dworze sułtana, a otaczają nas osmańscy miniaturzyści, o których pracy i problemach możemy dowiedzieć się naprawdę wiele. Tutaj najważniejszym składnikiem powieści jest wątek kryminalny i uwikłane w nią postacie, którym autor po kolei oddaje pałeczkę. Nowego narratora poznajemy już po jego pierwszym zdaniu, w którym się przedstawia jako… Koń, pies, drzewo, Firuze i tak dalej, aż wymienimy wszystkich dwudziestu jeden narratorów. Ciekawe, prawda?
O „Dziwnej myśli w mej głowie” już wcześniej wspominałam. Jeżeli miałabym polecić komuś jakąś książkę o Stambule, to z pewnością nie zastanawiałabym się ani chwili i powiedziała o tej powieści, a autobiografię zostawiła jako taką malutką wisienkę na torcie.
„Dziwna myśl w mej głowie” opowiada o życiu i miłości Mevluta, który w dzieciństwie przeniósł się ze wschodniej Turcji do miasta spełniających się marzeń – Stambułu. Akcja powieści rozpoczyna się w 1969 roku, a kończy już we współczesnym mieście roku 2012. Przez cały ten czas poznajemy życie Mevluta i jego rodziny, poznajemy jego lęki, radości i smutki. Patrzymy jak codziennie sprzedaje na ulicy jogurt, pilaw i buzę. Jak razem z kolegami pisze listy miłosne do dziewczyny, którą zobaczył tylko raz na weselu i zakochał się w jej przepięknych oczach. Jak później postanawia ją porwać z rodzinnej wsi. I widzimy jego zdziwienie, kiedy już po całej niebezpiecznej akcji patrzy po raz drugi w twarz swojej wyśnionej miłości widzi piękne oczy, ale nie tej dziewczyny, którą naprawdę chciał porwać.
Miasto też gra ogromną rolę. Widzimy ciągłe zmiany, jakie w nim zachodzą, patrzymy jak jedne budynki są burzone, inne budowane, a jeszcze inne niszczone przez rozszalały tłum w trakcie konfliktów politycznych. Obserwujemy różnych mieszkańców, małe sklepiki i bary, uliczne psy. I to wszystko przez bez mała (skromne) 700 stron.
Co tu dużo mówić, Pamuka chyba nie da się podziwiać, choć podobno istnieją tacy niewdzięcznicy (wstyd!) ;))
Przyznaję, chciałabym umieć pisać tak grube tomiszcza, które nawet przez chwilę nie dają czytelnikowi wytchnienia i nie pozwalają na nudę. Chciałabym sprostać historii, która jest niezwykle prosta, a jednocześnie wyszukana. Fabule, która jest wielowątkowa, bogata i symetryczna jak ręcznie tkany turecki dywan, ale wcale nie pozwala czytelnikowi się zgubić. Przy czym dobrze zdaję sobie z tego sprawę, że dla mnie Orhan Pamuk może być tylko niedoścignionym wzorem.
Ale wcale mnie to nie smuci. Bo, na szczęście, w zupełności wystarcza mi czytanie jego arcydzieł.
Mam nadzieję, że znaleźliście garść inspiracji u Kasi, Oli i Oli. O ile twórczość Agathy Christie już znam, o tyle Zeruya Shalev i Orhan Pamuk są mi obcy. Jednak po zachęcających wpisach dziewczyn chyba postaram się nadrobić te zaległości.
Jakich autorów wy podziwiacie? Z kim chcielibyście się spotkać? Jakie pytania zadalibyście?