Zdzisław Beksiński: obrazy i opowiadania. 10 rocznica śmierci artysty

Był późny wieczór, poniedziałek, 21 lutego 2005 roku. Ceniony malarz Zdzisław Beksiński otworzył drzwi w swoim warszawskim mieszkaniu Robertowi K., synowi swojego pracownika. Chwilę potem Robert K. zadał mu 17 ciosów nożem. Potem razem z kuzynem przeniósł ciało Beksińskiego na balkon i próbował zatrzeć ślady zbrodni. W przypadającą właśnie 10. rocznicę śmierci artysty dowiadujemy się, że Zdzisław Beksiński pisał opowiadania. Pierwsze publiczne odczytanie jego twórczości odbędzie się w Muzeum Historycznym w Sanoku, 20 lutego; opowiadania ukażą się drukiem już w maju. Jestem bardzo ciekawa tych opowiadań, bo obrazy Beksińskiego nie dają o sobie zapomnieć. 

We wtorek, 22 lutego 2005 roku jak zwykle około ósmej rano przyszłam do pracy w Gazecie Codziennej Nowiny, z którą współpracowałam od czterech miesięcy. Szybka kawa, poranna prasówka, plotki… Nie wiem, jaki temat wtedy rozpracowywałam (pewnie nic ważnego, jak na osobę początkującą w zawodzie). Za to doskonale pamiętam poruszenie, gdy dowiedzieliśmy się, że Zdzisław Beksiński został zamordowany. Kto i dlaczego zabił cenionego malarza? „Naszego” malarza. Malarza, który urodził się i mieszkał przez lata w pobliskim Sanoku, a nawet przez pewien czas pracował w Rzeszowie. Tego dnia zadawaliśmy sobie wiele pytań… Najbardziej prawdopodobnym motywem wydawał się motyw rabunkowy. Ale morderca nie zabrał ani jednego obrazu… przyszedł pożyczyć od Beksińskiego pieniądze. Beksiński odmówił.

Obrazy Beksińskiego
Zdzisław Beksiński to autor obrazów, grafik, zdjęć, filmów i opowiadań. Nie znam się na malarstwie, zwłaszcza współczesnym; nie mam wrażliwości, która pozwala je zrozumieć. Nigdy nie wiem, kiedy czarna kropka na białym tle jest sztuką, a kiedy nie, i nie mam pojęcia co ta kropka może znaczyć. Ale z obrazami Beksińskiego nigdy nie miałam kłopotu. Interpretowałam je na własny sposób, czasem znajdując w nich odbicie własnych lęków. Zresztą sam Beksiński pytany o to co przedstawiają jego obrazy, mawiał, że znaczenie obrazu nie ma dla niego najmniejszego znaczenia: „Zaczynam malować arcybiskupa, a wychodzi mi lokomotywa”. A malował tak:

Fot. Muzeum Historyczne w Sanoku

Fot. Muzeum Historyczne w Sanoku
Fot. Muzeum Historyczne w Sanoku
Fot. Muzeum Historyczne w Sanoku

Beksiński – ojciec
Autor tych obrazów był także mężem i ojcem. Z jednej strony wielkim artystą, z drugiej zwykłym człowiekiem, który reagował silną biegunką na samą myśl o podróży czy spotkaniem publiczności na wernisażu własnej wystawy. Konsekwentnie odmawiał w nich udziału, odmówił nawet zagranicznego stypendium! Po intymnym, zadziwiającym świecie Zdzisława Beksińskiego i jego rodziny prowadzi nas Magdalena Grzebałkowska, autorka książki „Beksińscy. Portret podwójny”.



Okładka książki, Wydawnictwo Znak

Czytając tę przejmującą książkę (autorka wykonała gigantyczną pracę, docierając do osób i miejsc związanych z Beksińskimi, grzebiąc w archiwach, czytając listy, wywiady, publikacje), koncentrowałam się głównie na relacji ojciec-syn łączącej malarza i jego ekscentrycznego syna Tomasza. A ta była niezwykle bolesna. Zdzisław Beksiński nie chciał mieć dzieci. Małe dzieci, pieluchy, kobiety w ciąży – to wszystko budziło w nim odrazę. Jednak rodzina, środowisko, bliscy naciskali. Dopytywali…

Po kilku latach na świecie pojawił się Tomasz. W książce Grzebałkowskiej pojawia się jedno zdanie kwitujące metody wychowawcze Beksińskich. Sprowadzały się one do stwierdzenia: „Tomkowi wolno wszystko”. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że ojciec kochał syna, a syn ojca. Jednak to, co przydarzyło się im po drodze, jest wstrząsające: próby samobójcze Tomasza, szantaże emocjonalne, pragnienie bliskości i obawa przed dotykiem, brak zrozumienia, bezsilność, wreszcie brak łez, kiedy powinny lać się strumieniem; w końcu śmierć. Śmierć, z którą ojciec musiał „oswajać” się z każdą kolejną próbą samobójczą syna. Zanim stracił syna, pochował ukochaną żonę Zofię, która przez wiele lat małżeństwa wiernie trwała u boku męża, w cieniu. Kochająca, wspierająca, sprzątająca, gotująca, prowadząca samochód. Żona idealna.

Opowiadania Beksińskiego
Zdzisław Beksiński pisał wiele listów, które Grzebałkowska wykorzystała przy pisaniu książki. Pisał też opowiadania (w sumie 200 stron spuścizny!), ale szybko porzucił pisanie, nie przywiązując większej wagi do tego rodzaju twórczości. Muzeum Historyczne w Sanoku zapraszając na pierwsze publiczne odczytanie twórczości literackiej Beksińskiego (piątek, 20 lutego, godz. 18), uchyliło rąbek tajemnicy publikując fragment z maszynopisu:

„Leżą pod dachami z liści łopianu, w trawie, moczarach na polnej drodze i pod asfaltem autostrady. Co roku pierwsze promienie wiosennego słońca pierwsze upalne dni kwietnia, zieleń, kwiaty i wilgotna ziemia wypędzają mnie na to osobliwe tourné. Zimne poczekalnie dworcowe, pełne przeciągu autobusy, potem zaś otwiera się przed mymi oczyma jeden z tych znanych ze wszystkich snów i ze wszystkich wspomnień krajobrazów w których pierwsza dzika pełna parujących soków wegetacja roślinna miesza się z włosami moich zmarłych. Leżę w trawie i wśród akompaniamentu bzykań, szumów – wydaje się, że i promienie słoneczne emanują cichy jednostajny monotonny dźwięk – usiłuję przypomnieć sobie o czym wtedy rozmawiali” 
Zdzisław Beksiński, Na końcu ogrodu (fragment maszynopisu), Sanok, 6.10.1963


Dziękuję Muzeum Historycznemu w Sanoku, które dysponuje wyłącznymi prawami autorskimi do spuścizny Zdzisława Beksińskiego, za udostępnienie reprodukcji zdjęć artysty.

We wpisie wykorzystałam fragmenty książki „Beksińscy. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej wydanej przez Wydawnictwo Znak w 2014 roku.

Co sądzicie o obrazach Zdzisława Beksińskiego? Podoba się Wam fragment przytoczonego opowiadania? Przy okazji zachęcam Was do odwiedzenia Muzeum Historycznego w Sanoku i obejrzenia Galerii Zdzisława Beksińskiego, którą stworzył wspaniały człowiek, przyjaciel artysty – Wiesław Banach.

You may also like...