Czy pozwalać dziecku na obecność w sieci? Cyfrowi rodzice
Nie mamy w domu telewizora, tabletów ani playstation. Jesteśmy za to posiadaczami okazałej biblioteczki, a ja na swoim smartfonie mam góra… trzy aplikacje. (Czy mój mąż ma jakąś aplikację, nawet nie wiem:-) Jesteśmy więc chodzącym dowodem na to, że można tak żyć i być szczęśliwym, a nawet pisać blog. Nasze dzieci (5,5 i 3 lata) nie są zacofane, mimo że nie znają gier, za jakimi przepadają ich rówieśnicy. Nie mamy gadżetów technologicznych nie dlatego, że nas nie stać. Nie są nam one potrzebne. Czy jesteśmy dziwakami? Mam ma dowód na to, że jednak jesteśmy normalni: książkę „Cyfrowi rodzice”.Nie jesteśmy też dzikusami:-) Nasze dzieci oglądają bajki na laptopie, kiedy np. muszę je czymś zająć, a obsługi mojego smartfona syn nauczył się chyba szybciej niż ja. Często robi nim zdjęcia i nawet selfie mu wychodzi (nie publikujemy tego rzecz jasna). Wczoraj byliśmy u znajomych i mój syn grał z kolegą na jego tablecie. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby mu tego zabronić. Nie jestem żadną fanatyczką.
Wychodzę jednak z założenia, że próżno uszczęśliwiać dzieci na siłę, skoro szczęście daje im: bieganie, jazda na rowerze, rolkach, skakanie na trampolinie, zabawa w piaskownicy, układanie klocków i puzzli, czytanie książek, granie w piłkę. Mają tyle aktywności, że ciężko im się wyrobić, by ze wszystkich skorzystać. Wiem też, że nadejdzie taki moment, gdy poproszą nas o smartfon (a może wtedy będzie już coś innego?), założenie konta w mediach społecznościowych itp. Choć w tym momencie wydaje mi się, że lata świetlne do tego, taka chwila może nadejść niespodziewanie szybko. I co ja wtedy zrobię?
Korzystanie z Internetu a rozwój dzieckaPomoże mi w tym książka „Cyfrowi rodzice” albo jej kolejne wydanie, bo przecież Internet się zmienia. Podtytuł książki brzmi: „Dzieci w sieci. Jak być czujnym, ale nie przeczulonym”, a cała lektura koncentruje się zarówno na korzyściach, jakie nowe technologie mają w rozwoju i dziecka, jak i negatywnych skutkach. Podstawę dla książki stanowią liczne badania naukowe, przeprowadzone przez różne instytucje i organizacje.
Autorka (Yalda Uhls – która po ponad 15 lat pracy w przemyśle filmowym, wróciła na studia i została doktorem psychologii dziecięcej. Bada wpływ mediów na rozwój dzieci. Prywatnie jest mamą dwójki nastolatków i podkreśla, że osobiste doświadczenie ma wpływ na jej pracę. Yalda Uhls pracuje dla organizacji non-profit, jest też felietonistką, edukatorką, wykładowcą i konsultantką do spraw mediów) opisuje je w przystępny sposób i komentuje, powołując się na doświadczenia z własnego podwórka.
Książka jest publikacją naukową, podzieloną na trzy rozdziały: Podstawy, Media społecznościowe i Nauka. Każdy rozdział stanowi odrębną całość, więc nie ma potrzeby czytania całości. Ja przeczytałam całość, ale najwięcej uwagi poświęciłam na fragmenty dotyczące dzieci od 0 do 6-8 roku życia. Na końcu każdego rozdziały są tzw. „porady w pigułce” i podsumowanie badań naukowych.
Czego nauczyłam się z „Cyfrowych rodziców”?
„Cyfrowi rodzice” to bardzo wyważona książka. Pokazuje dwie strony medalu: szanse, jakie daje Internet, i zagrożenia, jakie niesie. Bardzo spodobało mi się przywołanie fragmentu z „Fajdrosa” Platona. Filozof spekulował, że nowy sposób komunikacji, czyli alfabet, wpłynie negatywnie na ludzką pamięć. Nam wydaje się to dość zabawne, ale gdy kilka tysięcy lat przed naszą erą pojawił się alfabet i pismo, obawiano się jego negatywnego wpływu. Jeszcze zabawniejsze wydają się obawy, jakimi żywili się rodzice w XIX wieku. Pojawiło się wtedy nowe medium, dla którego dzieci i młodzież zupełnie straciły głowę. Była to… powieść! Bardzo możliwe, że następne pokolenia tak będą traktować nasze obawy dotyczące obecności dziecka w sieci.
Co wyniosłam z lektury „Cyfrowych rodziców”? Potwierdzenie własnych, intuicyjnych przekonań. Zawsze wydawało mi się, że małym dzieciom, tym, które jeszcze nie potrafią chodzić ani mówić, albo dopiero uczą się tego, nie powinno się serwować w nadmiarze bajek ani tabletów. Dwa lata temu włos na głowie mi się zjeżył, gdy usłyszałam rozmowę mam dzieci w wieku rok – półtora roku. Mamy przyznały między sobą, że ich dzieci uzależnione są od tabletów i żadnymi innymi zabawkami nie są zainteresowane. Zastanawiały się, co robić? Mi od razu przyszło do głowy: zabrać tablet albo ograniczyć.
Znalazłam też potwierdzenie moich odczuć, że złudnym jest przekonanie pewnej grupy rodziców, którzy twierdzą, że np. ich 1,5 – 2-letnie dziecko jest takie inteligentne, bo obsługuje tablet i na pewno prześcignie rówieśników w rozwoju. Nic bardziej błędnego! Jedno z drugim nie ma związku.
Dowiedziałam się, że nawet skoro nie ułatwiam moim dzieciom korzystania z nowinek technologicznych, to nie znaczy, że za kilka lat nie pochłonie ich wirtualna rzeczywistość. Nie zapobiegnę temu, ale mogę pomóc im korzystać z niej rozsądnie. Ponadto, dowiedziałam się, że obecność dzieci w social media i wyrażanie siebie poprzez selfie i tweety to prawie to samo co pamiętniki z mojego dzieciństwa:-)
I na koniec coś optymistycznego: w amerykańskich badaniach wyszło, że dzieci i młodzież, posiadające profile w social media, w większości preferują realny kontakt z drugim człowiekiem.
Ta książka powinna uwrażliwić beztroskich rodziców i uspokoić tych, którzy nadmiernie boją się nowych mediów. Chcesz kupić „Cyfrowych rodziców”? Książkę znajdziesz na stronie Wydawnictwa IUVI
P.S. Nie czytajcie małym dzieciom e-booków. Jest naukowo udowodnione, że lepsze dla rozwoju jest czytanie tradycyjnych papierowych książek.
P.S. 2 Wyrzućcie z waszej sypialni/sypialni waszych dzieci telewizory, tablety i smartfony. Jest naukowo dowiedzione, że mają niekorzystny wpływ na wysypianie się.