Czy warto iść do kina na film Mały Książę

Rzadko kiedy ekranizacja książki wypada dobrze na tle jej papierowego wydania. Ekranizacje zwykle są płytkie i pozbawione szeregu istotnych wątków, przez co kończę je oglądać rozczarowana i każdemu truję: „Książka jest dużo lepsza”. „Mały Książę”, który wszedł na ekrany polskich kin w piątek, 7 sierpnia, oryginałowi oczywiście do pięt nie dorasta, ale po jego obejrzeniu rozczarowana nie byłam. Animacja jest niezwykła, ale na pewno nie wszystkim się spodoba. Film „Mały Książę” to głównie wartościowe kino familijne, a jego największym atutem jest technika realizacji mało przypominająca klasyczne animacje.
 „Mały Książę” nie jest ekranizacją książki. Książka stanowi w nim jedną warstwę fabularną, obok której toczy się druga. Jest to historia 9-letniej dziewczynki Riley, która wraz z mamą przeprowadza się do nowo kupionego domu. Trwają wakacje, ale dziewczynka spędza je podporządkowując się planowi ułożonemu przez świetnie zorganizowaną mamę pracującą w korporacji. Riley ma określony co do minuty rytm dnia, w którym sporą część zajmuje nauka, ponieważ mama zapisała ją do dobrej szkoły. Dziewczynka, nie znając innego sposoby spędzania czasu, posłusznie realizuje plan dnia i raportuje mamie wykonane zadania. To naprawdę smutne zaprogramowane dzieciństwo… Ale tuż po przeprowadzce zdarza się nieszczęśliwy wypadek. Ekscentryczny sąsiad, przedstawiający się jako Pilot, odpala swój samolot niszcząc dom mamy Riley. Ta przypadkowa znajomość małej smutnej dziewczynki i wesołego starszego pana z każdym dniem zaczyna nabierać rumieńców…
Pilot opowiada Riley o Małym Księciu, daje dziewczynce kartki ze spisaną opowieścią o tym, jak pewno dnia na pustyni narysował Małemu Księciu baranka… Dziewczynka zanurza się w wyobraźni, tłamszony dotąd przez smutny świat dorosłych. I w ten właśnie sposób obie warstwy fabularne łączą się ze sobą.

To, na co zwróciłam uwagę (a o czym rozpisywali się już krytycy), to przepiękna technika realizacji. Sceny z warstwy fabularnej z Riley, jej mamy i Pilota nakręcone są przy pomocy efektów komputerowych. Ale kiedy Riley zaczyna czytać opowieść o Małym Księciu, automatycznie przenosimy się w zupełnie inny świat, czarujący, magiczny, niezwykły, co twórcom udało się osiągnąć dzięki animacji poklatkowej. W wersji 3D wygląda to fantastycznie.  
Co ważne, w scenach animacji poklatkowej wygląd bohaterów (Mały Książę, Lis, Róża, Wąż (cudny dubbing Roberta Więckiewicza!!!) jest bezpośrednio inspirowany oryginalnymi rysunkami Antoine’a de Saint-Exupery’ego. To, że na ogromnym ekranie w kinie zobaczyłam postaci, które tak dobrze znam z ilustracji z książkowego wydania, jest dla mnie jest to największym atutem filmu. Ci, którzy czytali książkę, z sentymentem będą podróżować z Małym Księciem. Ci, którzy książki nie znają, wejdą w świat pełen dziwów i niezwykłości.

Sentencje z książki Exupery’ego weszły do kanonu i często są przywoływane. Zastanawiałam się, jak zostaną przemycone w filmie. I znowu niespodzianka – mówią nimi także bohaterowie w warstwie fabularnej z Riley, dzięki czemu nie brzmią sztucznie, ale świetnie komponują się w z dialogami.
Twórcy filmu pięknie uwypuklili przeżycia, jakie rodzą się w dziecku podczas czytania. Riley bardzo przeżywa historię chłopca o złotych włosach. Gdy drugiej części filmu dziewczynka wyrusza na poszukiwania Małego Księcia, by ten pomógł Pilotowi, widz sam musi sobie odpowiedzieć, czy to dzieje się naprawdę czy też jest to tylko sen lub wytwór wyobraźni małej dziewczynki.

Czy warto iść do kina na film Mały Książę?
Zdecydowanie tak, pod warunkiem, że potraktujecie go jako kino familijne, a nie ekranizację książki. To wartościowa nostalgiczna opowieść, sprawnie nakręcona, subtelna, oddająca klimat książki. Świat dorosłych, w którym dobry plan i zegarek grają pierwsze skrzypce, został tu przedstawiony w trochę krzywym zwierciadle i przyglądałam mu się z grymasem na twarzy, bo sama taki skądś znam… Dorośli wyglądają tak samo, domy i ulice też. Życie tętni tu jednym tempem. Mój syn stwierdził, że w film nie podobał mu się przez…potwory. na myśli miał właśnie szarych dorosłych:-) Siostrzenicy najbardziej spodobał się złotowłosy Mały Książę. Mi oglądało się naprawdę dobrze (zwłaszcza sceny animacji poklatkowej) i tak myślę, że dobrze się stało, ze film został nakręcony jako animowana bajka. Wyobrażacie sobie, jak trudno byłoby przenieść poetyckość i magię książki w filmie fabularnym?
Ja nie potrafię.

„Mały Książę”
reżyseria: Mark Osborne
scenariusz: Irena BrignullBob Persichetti
gatunek: AnimacjaFantasyPrzygodowy
produkcja: Francja
W polskiej wersji głosów użyczają m.in. Małgorzata Kożuchowska, Adam Ferency, Piotr Adamczyk, Anna Cieślak, Robert Więckiewicz, Andrzej Seweryn i Maciej Musiał.

Fot. Zdjęcia pochodzą ze strony Paramount Pictures

You may also like...