Dlaczego (nie) żałuję, że przeczytałam „Szczygła” Donny Tartt

„Szczygła” Donny Tartt kupiłam sobie specjalnie na urlop. Opasłe tomisko, grubo ponad 800 stron, reklamowane jako literackie wydarzenie dekady; w Polsce wydane w maju br. przez Znak (w USA we wrześniu 2013 r. przez Little, Brown and Company) . Bestseller w kilku krajach; najlepsza powieść roku według opiniotwórczych zagranicznych mediów; nagrodzony nagrodą Pulitzera 2014. Książka, która zachwyciła czytelników na całym świecie. Dałam się w nią wciągnąć i nie żałuję żadnej z kilkudziesięciu złotówek, które na nią wydałam. Jednak nie powiem, że „Szczygieł” jest rewelacyjny, fantastyczny, i że koniecznie musicie go przeczytać. Część z Was pewnie da sobie z nim spokój po kilkunastu stronach. Dlaczego, śpieszę z wyjaśnieniami.
Kiedy widzę w księgarni, antykwariacie czy bibliotece bardzo grubą książkę (dla mnie to ponad 500-600 stron), jej objętość trochę mnie odstrasza. Ponieważ czytam etapami, głównie późnymi wieczorami i w niedzielne popołudnia, łatwo się domyśleć, że kilkaset stron czytam przez ok. tydzień, a w codziennej bieganinie – jeśli czytanie nie pochłania mnie maksymalnie – łatwo jest pogubić wątki, zapomnieć… Tego bardzo nie lubię. Podejrzewam, że część z Was może powiedzieć dokładnie to samo. O „Szczygle” słyszałam wiele dobrego, a po tym jak w „Wysokich Obcasach” przeczytałam artykuł o Donnie Tartt, tajemniczej autorce tej książki, koniecznie chciałam go mieć. 

„Szczygieł” jest lekturą dla wymagającego czytelnika. Nie, nie jest to – moim skromnym zdaniem – arcydzieło literatury (choć może następne pokolenia tak go ocenią?), ale lektura, która żąda od czytelnika pewnej wiedzy z kultury sztuki, minimalnego obycia w europejskim malarstwie; wymaga też cierpliwości, umiejętności odnajdywania znaczeń i odniesień do innych dzieł literackich. Z czego cierpliwość jest najbardziej pożądana.

Powieść dla nastolatków czy koneserów literatury?
Wydawać by się mogło, że przeciętny nastolatek nic tu nie znajdzie dla siebie. Przeciwnie, zaryzykuję stwierdzenie, że „Szczygieł” może być dużo bardziej interesujący dla dorastającego nastolatka niż dla konesera literatury. Bo „Szczygieł” to świetne studium przypadku dorastającego chłopaka, który pozbawiony bliskości rodziny, daje się wkręcić w świat narkotyków. To powieść czerpiąca z gatunku Bildungsroman, czyli opowieści o dorastaniu, pełnymi garściami czerpiąca z Dickensa, do czego zresztą Donna Tartt otwarcie się przyznaje. 
Theo Deckera, głównego bohatera, poznajemy przez pryzmat skomplikowanych relacji rodzinnych oraz narkotycznego odurzenia i alkoholowego upojenia. Wkraczamy w świat przeżyć nastoletniego chłopca, naznaczonych tragiczną śmiercią matki i uwikłanego w destrukcyjną przyjaźń; w świat narkotycznych wizji, brutalnych upokorzeń, jakimi poddawani są słabsi nastolatkowie; powierzchownych relacji intymnych, dalekich podróży; świat handlarzy narkotyków, handlarzy antyków, drobnych oszustów, gigantycznych przekrętów, rosyjskich gangsterów, prostytutek, zdeprawowanej młodzieży… To mroczny świat, w którym ludzie są spragnieni uczuć i bliskości, której znikąd nie mogą dostać, dlatego zadowalają się czymś co nie wymaga zaangażowania. Donna Tartt zabiera czytelników w podróż po zakamarkach Nowego Jorku, opustoszałych pustynnych terenach, Las Vegas, Amsterdamie… Jest to podróż, w którą warto się udać.

Jak Donna Tartt zrobiła mi niespodziankę
Wiecie, jaka była najfajniejsza dla mnie chwila, podczas czytania „Szczygła”? Trafiłam na bardzo bliskie mi miejsce. Rzeszów. Rzeszów, w którym się urodziłam, uczyłam i gdzie pracuję. Akcja tego światowego bestsellera w pewnym momencie zahacza o moje miasto, przypisując mu maleńką rolę. Nie wiem, jak Donna Tartt dowiedziała się o Rzeszowie, ale jestem jej bardzo wdzięczna, bo od momentu, w którym pojawił się Rzeszów, książka stała mi się dużo bliższa. Otóż, w Rzeszowie urodziła się matka Borisa Pawlikowskiego, jednego z drugoplanowych bohaterów tej książki:-) Polskich wątków jest nieco więcej. Są tu i polskie przekleństwa, i polskie kołysanki i rymowanki dla dzieci, które większość z Was na pewno słyszała w dzieciństwie. 

Co jest największym atutem „Szczygła”
Język. Bez dwóch zdań – język. Donna Tartt, mimo że napisała tylko trzy książki (każdą pisała dekadę), słynie z językowej elegancji. Piękny język, przemyślana składania, bogactwo słów, znaczeń, środków artystycznego wyrazu. Są to zdania pisane bez pośpiechu, wysmakowane, wysublimowane, których szyku, spokoju, galanterii zupełnie nie szkodzą pojawiające się (w różnych językach) przekleństwa. Wydaje mi się, że sztuki budowania zdań i stopniowania napięcia Donna Tartt opanowała do perfekcji. Na „Szczygle” tej sztuki wszyscy możemy się uczyć. Dawno nie czytałam książki napisanej tak eleganckim stylem.

Pozostał tylko smutek…
„Szczygieł” nie napawa optymizmem. Czytelnik ma wrażenie ciemnej ciężkiej chmury wiszącej nad sobą, bohaterami, autorką, co niektórym może przeszkadzać w czytaniu. Mi nie przeszkadzało, ale wolałabym, aby ta powieść dawała jednak trochę nadziei. O „Szczygle” mówi się, że jest to powieść egzystencjalna i tak też ją odbieram. Mimo dramaturgii i sensacji przypominających miejscami hollywoodzki film akcji, autorka rozważa o sensie życia i śmierci. Może to nietypowe połączenie sprawiło, że powieść nie jest przeintelektualizowana?

Nie wiem, czy bardziej zachęciłam Was do „Szczygła” czy zniechęciłam. Nie żałuję, że go przeczytałam, bo jest to powieść dość oryginalna, o której ciężko zapomnieć. Ale powiedzieć, że jest moją ulubioną spośród ostatnio przeczytanych, nie mogę.

You may also like...