Umów się ze mną na kawę! O dzieciach, macierzyństwie i biznesie opowiada Iza Błażowska, autorka serwisu Na-kawe.net

Pamiętacie moje wpisy o łapaniu najpiękniejszych chwil i o życiu offline? Oba łączyła postać Izy Błażowskiej, którą poznałam przeprowadzając z nią wywiad do magazynu VIP Biznes i Styl . Nasza znajomość nie zakończyła się na autoryzowaniu wywiadu, lecz okazała się trwalsza, bo mamy wiele wspólnych tematów, m.in. córki-rówieśniczki i… poezję. Z tym, że ja poezję głównie czytam, Iza ją śpiewa. Ostatnio rozmawiałyśmy o kreatywności mam, macierzyństwie, godzeniu ról matki i bizneswoman i o tym, dlaczego gospodyniom domowych należy się dobry „pijar”. Iza opowiedziała mi, jak wyglądały kulisy tworzenia serwisu Na-kawe.net i jaką książkę ostatnio czytała. Nasza rozmowa Wam może wydawać się za długa, dla nas była za krótka. Prawda?

Katarzyna: Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży, miałaś obawy, że nie zrealizujesz wszystkich swoich pomysłów, bo będziesz musiała zmierzyć się innego rodzaju wyzwaniem?
Iza: Będąc w ciąży zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak dużo obowiązków wiąże się z byciem mamą. W ciąży świetnie się czułam, więc wydawało mi, że po urodzeniu dziecka niewiele się zmieni, że wszystko się będzie podobnie układać i jakoś będziemy sobie radzić bez większych rewolucji. Kiedy jednak przyjechałyśmy z Sonią ze szpitala do domu i zobaczyłam, jak bardzo się nawzajem potrzebujemy, wiele spraw odłożyłam na bok. Zazwyczaj funkcjonuję w taki sposób, że wszystkie zadania zapisuję sobie w kalendarzu, planuję praktycznie cały rok. W moim kalendarzu jest wiele dni wręcz zaplanowanych godzina po godzinie (śmieje się). Tak było do czasu pojawienia się córeczki. Kiedy urodziła się Sonia, w moim terminarzu robiłam roszadę za roszadą. Nie lubię roszad, wolę skreślać to, co zrealizowane i tym samym mieć poczucie, że dzień był dobrze spożytkowany, ale ta sytuacja była naprawdę wyjątkowa i przestawiałam terminy realizacji zadań bez większego wahania. W pewnym momencie zaczęły mnie męczyć te ciągłe zmiany planów i kalendarz na kilka długich miesięcy w ogóle poszedł do lamusa. Owszem, było mi na początku trudno przestawić się na nowy tryb. Tryb częstych zmian sytuacji i spontanicznego reagowania. Wymagało to ode mnie dużo cierpliwości i pokory, których z wielkim uporem i konsekwencją uczyła i ciągle uczy mnie córeczka (śmiech).  Sonia jest całym moim światem, spędzałyśmy przez pierwsze kilkanaście miesięcy ze sobą mnóstwo czasu. Bardzo podoba mi się bycie mamą i filozofia świadomego macierzyństwa, rodzicielstwa bliskości, słuchania swojej matczynej intuicji, którą można usłyszeć tylko w wewnętrznym wyciszeniu. Nie mamy w domu telewizora, nie czytam standardowych poradników, nie słucham dobrych rad (o ile sama o nie nie poproszę) – wierzyłam i ciągle wierzę w cudowną intuicję matki, która sama najlepiej wie co jest dobre dla jej dziecka, bo przecież każde dziecko jest inne. Karmiłam Sonię piersią przez ponad 16 miesięcy, od urodzenia oglądałyśmy bajeczki dostosowane do jej stadium rozwoju dzięki czemu wyrobiła sobie wspaniałe skupianie uwagi, wspólnie z mężem i Sonią wygłupialiśmy się, przeżywaliśmy pierwsze ząbki, pierwsze słowa, pierwsze kroczki. Z drugiej strony kiedy Sonia spała, miałam chwile dla siebie na wymyślanie i realizowanie różnych bardziej lub mniej szalonych pomysłów.

Katarzyna: Musiałaś inaczej się organizować.
Iza:
Tak, dziś, patrząc na to z perspektywy czasu wydaje mi się, że im więcej miałam obowiązków tym lepiej się z nich wywiązywałam, bo nie traciłam czasu na rzeczy mało ważne. Wraz z decyzją, żeby podołać wielu wyzwaniom pojawiła się wielka moc, która powodowała, że wszystko wykonywałam 2-3 razy szybciej i efektywniej. Czas się staje dobrem luksusowym i zdając sobie z tego sprawę każda chwila jest cenna i pożytecznie wykorzystana. Zawsze gdy na horyzoncie pojawiał się jakiś nowy projekt czy pomysł biznesowy, najpierw zastanawiałam się, czy jego realizacja nie będzie miała negatywnego wpływu na moją relację z Sonią i mężem. Oczywiście, miałam takie zapędy, żeby wydłużać chwile związane z kwestiami zawodowymi myśląc, że za to szybciej ugotuję obiad, czy wyrobię  się z innymi obowiązkami ale nie zdawało to egzaminu. Nawet lekko zachwiany balans w relacji dziecko – mąż – praca groził katastrofą.  Patrząc z perspektywy czasu,  w okresie  21 miesięcy, od kiedy w naszym życiu pojawiła się Sonia, naprawdę chciałam być perfekcyjna, i wszystkiemu podołać, ale zdarzały się niepowodzenia na różnych frontach.  Mój balans chwiał się od czasu do czasu, ale tak szybko jak sobie z tego zdawałam sprawę – wracałam na właściwe tory. Czasami z pomocą męża, czasami z pomocą rodziny, czy znajomych. Dobrze mieć zawsze przy boku kogoś kto zna cały kontekst i potrafi naprawdę trzeźwo spojrzeć na sytuację i zwrócić uwagę, konstruktywnie skrytykować. To wszystko pokazuje, że bardzo trudno jest być mamą i bizneswoman na 100 procent. Trzeba znaleźć ten złoty środek tolerancji dla siebie i bliskich domowników, aby realizować się we wszystkich wybranych rolach, być szczęśliwym z dokonanym wyborem, dawać szczęście innym i nie mieć sobie nic do zarzucenia. I tutaj kłania się nauka kompromisów.

Katarzyna: Niektóre kobiety twierdzą, że nigdy nie były tak kreatywne jak w ciąży. Inne tę kreatywność obserwują u siebie po urodzeniu dziecka czy kolejnych dzieci, bo potrzebują odskoczni od domowej codzienności. Jak było u Ciebie?
Iza:
Od najmłodszych lat byłam aktywna, ciągle się w coś angażowałam, wszędzie mnie było pełno. Były to zarówno projekty zarówno biznesowe jak i społeczne. Lubię czuć się potrzebna, realizować swoje pomysły, których mam aż nadto. To był w pewnym sensie mój styl życia. Wymyślanie czegoś, budowanie. Każdy najdrobniejszy sukces na tym polu dawał mi niesamowitą radość i motywację do dalszych działań.  Kiedy pojawiła się w naszym życiu Sonia, wiele bliskich osób radziło mi: „Teraz najważniejsze jest dziecko, wszystko inne odłóż na później”. Zastanawiałam się wówczas, czy naprawdę nie można wszystkiego jakoś jednak pogodzić. Prawdę mówiąc też się trochę bałam, czy zupełne odcięcie się od dotychczasowego życia spowoduje, że już później nie będzie mi się chciało, nie będę już tak kreatywna, nie będę miała tyle pomysłów i sił na ich realizację. Znam kobiety, które po urodzeniu dziecka całkowicie poświęciły się rodzinie, są wspaniałymi Paniami Domu i są z tym szczęśliwe, nie żałują dokonanego wyboru, choć skończyły dobre studia i miały naprawdę dobre perspektywy zawodowe. Ja również sobie postanowiłam, że jak tylko nie będę mogła pogodzić wychowywania dziecka z innymi obowiązkami, to w zupełności przebranżuję się na super mamę i gospodynię domową. Przed tym, jednak chciałam podjąć próbę pogodzenia tych dwóch funkcji i póki co nawet się udaje. Najlepszym tego dowodem są obecnie wspaniałe relacje w naszej rodzinie.
 

 Iza Błażowska z mężem Krzysztofem i córką  Sonią


Katarzyna: W twoim przypadku macierzyństwo dało początek czemuś nowemu. Przeprowadziłaś się z Krakowa do Rzeszowa, urodziłaś Sonię, a za chwilę stworzyłaś serwis Na-kawe.net. Czy wymyśliłabyś go, gdybyś nie miała dziecka?
Iza: Nie sądzę. Na-kawe był wypadkową przeprowadzki do nowego miasta i chęci poznania tam nowych osób dzielących moje zainteresowania. Po urodzeniu Soni chciałam poznać inne mamy. Najpierw na Facebooku założyłam fanpage dla mam z Rzeszowa, a kiedy zauważyłam, że fajnie się on rozwija, założyłam fanpage dla mam z innych miast. Od początku moja koncepcja była taka, żeby mamy w ramach fanpage’a same się organizowały, poznawały, umawiały, ale doświadczenia pokazały, że Facebook nie jest najlepszym sposobem na organizowanie się takiej społeczności aktywnych mam, chcących umówić się z innymi mamami na wspólne spacery, zabawy z dziećmi, czy po prostu na kawę. Na facebooku więcej i częściej się pisze niż faktycznie umawia na spotkania. Jeszcze przed stworzeniem na-kawe.net sama zorganizowałam kilka spotkań dla mam w Rzeszowie.

Katarzyna: Chętnie brały w nich udział?
Iza: Mamy są specyficzną grupą i trudno je zorganizować. Obecność mamy na jakimś spotkaniu, zależy od wielu zmiennych – od zdrowia dziecka, od zapewnienia mu opieki i wielu innych czynników. Spotkania głównie kierowałam do mam, które miały pierwsze dziecko i przebywały na urlopach macierzyńskich lub wychowawczych. Takim mamom przede wszystkim brakuje socialu, sama to znam z doświadczenia. Spotkania, które robiłam jednak nie wyglądały tak jak sobie to wyobrażałam. Zaproszenia kierowałam do dużej grupy mam, wiele deklarowało początkowo swoją obecność, ale finalnie przychodziła garstka. Zauważyłam, że ta działalność zajmuje mi zbyt dużo czasu, wiąże się z dużą odpowiedzialnością i pochłania wiele energii. Musiałam to inaczej rozwiązać. Wtedy stworzyłam serwis Na-kawe.net, który umożliwia poznawanie nowych osób w okolicy o wspólnych zainteresowaniach i zachęca do umawiania się na różne ciekawe aktywności –  na kawę, rower, bieganie. Pojawiły się również grupy stricte dla mam, których w serwisie jest obecnie 18. Te miejskie kluby mam liczą już ponad 500 członkiń, i umożliwiają umawianie się na wspólne spacerki, wymianę ubranek, zabawy z dziećmi, czy po prostu na kawkę. Sama również dzięki tym wszystkim działaniom poznałam wiele fantastycznych mam, z którymi jestem obecnie w stałym kontakcie.

Katarzyna: Podobno serwis Na-kawe.net zrobiłaś z Sonią na kolanach…
Iza: (śmiech). To było prawdziwe wyzwanie! Kiedy przychodzi mi coś do głowy, staram się jak najszybciej to zrobić, nie odkładać na potem. Potem może nie być już na to czasu. W jednym dniu w mojej głowie pojawiła się domena, pomysł na stworzenie serwisu, i plan na to, jak będę to wszystko koordynować. Sonia była ze mną w domu, mąż szedł do pracy. Zazwyczaj pracowałam albo wcześnie rano, albo późno w nocy, jednak zdarzało się, że musiałam też coś podgonić w ciągu dnia i wtedy wykorzystywałam czas kiedy Sonia spała. Kiedy się jednak budziła wcześniej,  brałam ją na kolana i wspólnie działałyśmy. Na początku była to dla niej zabawa, na biurku mam dużo ciekawych rzeczy, ale szybko się nudziła i odciągała mnie od komputera. Był to bardzo intensywny czas, ale na szczęście trwał dość krótko. Zdarzało się wówczas, że od czasu do czasu w domu pojawił się lekki bałagan, czy nie zdążyłam ugotować obiadu na czas.

Katarzyna: Zmieniając temat: macierzyństwo to trudny temat dla kobiet, które pracują. Obawa, że po urlopie macierzyńskim nie będą miały gdzie wrócić do pracy, jednak studzi zapał do macierzyństwa.
Iza: W Austrii, gdzie pracowałam, i innych krajach wysokorozwiniętych, polityka prorodzinna jest na dużo lepszym poziomie, tam kobiety nie mają takich dylematów jak w Polsce. Nie dziwię się polskim kobietom, że chcą pracować na podstawie umowy o pracę, by móc planować powiększanie rodziny. W przeciwieństwie do tego, co niektórzy mówią na ten temat, kobiety wcale nie są złośliwe i nie chcą wykorzystywać pracodawców, tylko po prostu chcą mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa. Mają do tego prawo. Oczywiście zdarzają się tzw. „pokusy nadużycia”, ale sądzę, że jest to taki odsetek jak standardowo we wszystkich sferach życia.  A pracodawcy? Wolą dać umowę śmieciową, bo wtedy pracownica nie pójdzie tak chętnie na macierzyński. Nie „zaciąży”, jak to brzydko ujął jeden z przedsiębiorców, z którym kiedyś współpracowałam… Do teraz mam w głowie to słowo. Jest to bardzo przykre, że są tacy pracodawcy.  Z drugiej strony małe firmy też mają racjonalne obawy przed długotrwałymi urlopami kobiet i też nie zawsze mogą sobie pozwolić na dawanie umów o pracę nawet mężczyznom, ale wchodzą już w to względy finansowe. Są więc dwie strony medalu. A bycie mamą, gospodynią domową to także ważna rola.

Katarzyna: Podoba Cię się ta rola?
Iza: Gospodyni domowa, która zajmuje się domem i dziećmi, to półtora albo dwa etaty. Trzeba zajmować się dzieckiem, wyprać, wyprasować, poukładać w szafce, ugotować, posprzątać i trzymać ten dom w ryzach, żeby faktycznie był ogniskiem życia rodzinnego. Gospodynie domowe powinny być bardziej doceniane. Nie wykluczam, że kiedy będę miała drugie dziecko, przebranżuję na pełnoetatową gospodynię domową i pewnie  w związku z tym zrobię jakiś fajny projekt (śmiech). Na pewno zrobię  gospodyniom domowym dobry „pijar”, bo ich rola jest obecnie dość zdegradowana. Postrzegamy ją jako osobę w wałkach, szlafroku, fartuszku kuchennym i gumowych rękawicach (wystarczy sobie zobaczyć grafiki w Google dla hasła „gospodyni domowa”). Zdecydowanie trzeba zmienić ten wizerunek. Oczywiście wraz z tym należy dążyć do większej pomocy państwowej tej grupie społecznej.

Katarzyna: Na pewno wiesz czego potrzebują, czego oczekują mamy.
Iza: Mamy lubią się radzić innych mam (doskonale to widać w różnych grupach dyskusyjnych), lubią sobie porozmawiać, dyskutować na każdy temat związany z dzieckiem. Lubią się umawiać na wspólne spacery w swojej okolicy. Mamy lubią przebywać w środowisku, które je rozumie. Mamy mają tak specyficzne tematy, że dla osób nie mających dzieci, mogą się wydawać monotematyczne, a czasami wręcz irytujące. Chcąc zachować status osoby, która nie oszalała na punkcie macierzyństwa, lepiej rozmawiać na te tematy w swoim towarzystwie.

Katarzyna: A Ty masz czas na inne aktywności, np. czytanie książek?
Iza: Ostatnio czytałam „W głębi kontinuum” Jean Liedloff, którą poleciła mi jedna mama. Opowiada o zagubionej intuicji mam. Autorka spędziła kilka lat w plemieniu Indian, gdzie obserwowała wychowywanie dzieci przez kobiety, które nie miały narzuconego z zewnątrz modelu wychowywania. To książka o naturalnym, intuicyjnym macierzyństwie, rodzicielstwie bliskości które ma każda kobieta, bo wynika z jej instynktu. To fantastyczna książka. Polecam wszystkim mamom. Sama kupiłam cztery książki i rozdałam je przyszłym mamom z mojego otoczenia.
– Iza, dziękuję Ci za rozmowę.

Fot. Archiwum rodzinne Izy Błażowskiej

You may also like...