Smarzowski, Kuna i Biedronka. Szukam wspólnego mianownika
W czasach, gdy na pisanie książek pozwalają sobie osoby typu Ilony Felicjańskiej i drugiej żony premiera Kazimierza Marcinkiewicza (co sugerują tabloidy), mam prawo nie zwracać większej uwagi na książki opatrzone nazwiskiem, które znam z seriali albo polskich komedii romantycznych. Do „Klary” Izy Kuny sięgnęłam, bo namówił mnie do tego – nieświadomie zresztą – Wojciech Smarzowski.
„Klara” nie jest żadną nowością wydawniczą. Po raz pierwszy została wydana pod koniec 2010 roku przez wydawnictwo Świat Książki. To samo wydawnictwo wydało ją w 2013 roku. „Klarę” kupiłam w… Biedronce:-) Leżąc pomiędzy odzieżą narciarską w wyprzedaży a przyborami kuchennymi, kusiła nieprzyzwoicie niską ceną. Właściwie, to miałam dylemat, czy jest to ta sama książka, o której usłyszałam przygotowując się do wywiadu z moim ulubionym polskim reżyserem Wojtkiem Smarzowskim.
W jednym z przeczytanych wywiadów doczytałam, że Smarzowski nosi się z zamiarem nakręcenia filmu na podstawie „Klary” Izy Kuny. Znając filmy Smarzowskiego: „Wesele”, „Różę”, „Dom zły” i „Drogówkę”, rzecz jasna, byłam przekonana, że „Klara” jest dość mroczną powieścią dotykającą naszych bolesnych polskich tematów. I że koniecznie muszę ją przeczytać. Tymczasem z okładki dowiedziałam się, że tytułowa bohaterka to prawie 40-letnia singielka będąca od lat w związku z żonatym kochankiem; nadużywająca alkoholu, kłócąca i przepraszająca się z matką; posiadająca jednego przyjaciela-geja i jedną przyjaciółkę. Temat dość dobrze znany z tzw. literatury kobiecej, jak nieco pogardliwie określa się książki pisane z myślą o kobietach.
Ale Iza Kuna, którą znam z filmów „Lejdis”, „Idealny facet dla mojej dziewczyny” i „33 sceny z życia” oraz kilku polskich seriali, bardzo mnie zaskoczyła. Jej „Klarę” trudno nazwać powieścią. To raczej zbiór opowiadań składających się z minidialogów okraszonych sporą ilością metafor i kontekstów literackich. Język, którym posługują się główni bohaterowie, oprócz tego, że silnie zmetaforyzowany, jest dosadny, czasami nawet wulgarny, lecz wciągający niemal tak samo jak whisky, w którą w dużych ilościach popija tytułowa Klara. Iza Kuna nie pozwala „wygadać się” swoim bohaterom, którzy raczej strzelają emocjami jak z karabinu używając okrutnie krótkich zdań.
„Klara” jest jak najbardziej w stylu Smarzowskiego. I jak najbardziej ośmiesza nasze wady: typową polską dulszczyznę, powierzchowną religijność czy przesadną dbałość o to, co ludzie powiedzą… Jest śmieszna w tym, że jest przygnębiająco prawdziwa. Nie czyta się jej jak lekkiego romansu, nie ogląda jak komedii romantycznej. Miejscami bywa trudna i wymaga od czytelnika, by zastanowił się, czy nadąża za tokiem myślenia autorki. Ciekawa jestem, czy reżyser, który urodził się w Korczynie k. Krosna na Podkarpaciu, faktycznie weźmie „Klarę” na swój filmowy warsztat. Na razie jednak jest zajęty pracą na planie filmu o rzezi wołyńskiej.
Iza Kuna, fot. Wikipedia |
Izie Kunie zwracam honor za postawienie jej we wstępie w jednym szeregu z Iloną Felicjańską i innymi celebrytkami. To bardzo dobra aktorka teatralna i filmowa, którą jednak w ostatnim czasie widujemy głównie w serialach.
Wpis z serii „O książkach moim zdaniem”.